Z perspektywy Bree.
Siedziałam na przeciwko okna i patrzyłam, jak drzewa uginają się pod wpływem wiatru, a deszcz, dudniąc, spada na parapet. Panująca na zewnątrz szarość zdawała się być zbyt napastliwa. Opierając głowę o tył krzesła, westchnęłam cicho, jednocześnie przymykając oczy. Kiedy ponownie je otwarłam, mój wzrok utkwiłam w rzędzie ciemnych płytek podłogowych. Przez jedną z nich biegnie nierówna, płytka rysa, której większość prawdopodobnie nigdy by nie zauważyła. Noel zawsze siadał na tej płytce i zasypiał, kiedy skacowany wracał do domu. Dopiero patrząc na nią teraz, z boku, spostrzegłam, iż właśnie ta rysa była powodem, dla którego upodobał sobie to miejsce. Na okrągło powtarzał, że wszelkie defekty, z jakimi się narodził, a także wszelkie skazy, jakie pojawiły się w nim w kolejnych etapach jego życia, stanowią jego definicję. Nie lubił perfekcji, choć pozornie właśnie do niej dążył.
Ta pieprzona popękana płytka należała tylko do niego. Nikt właściwie nie wie, w jaki sposób nabyła tę rysę. Być może zrobił ją celowo, cóż, nigdy go o to nie pytałam.
Odpaliłam kolejnego papierosa. Zgasiłam go jeszcze zanim się zaciągnęłam. W mosiężnej
popielniczce na stole leżało siedem zaczętych. Zapach tytoniu zdążył już przesiąknąć całe pomieszczenie, dym unosił się właściwie wszędzie. Przede mną leżał notes w grubej, skórzanej czerwonej oprawie, a ja, nachylona nad nim najbardziej, jak tylko się da, linijka po linijce, punkt po punkcie wykreślałam cały zapisany drobnym maczkiem plan, nie mogąc się zdecydować, co tak na prawdę nie poszło po mojej myśli.
popielniczce na stole leżało siedem zaczętych. Zapach tytoniu zdążył już przesiąknąć całe pomieszczenie, dym unosił się właściwie wszędzie. Przede mną leżał notes w grubej, skórzanej czerwonej oprawie, a ja, nachylona nad nim najbardziej, jak tylko się da, linijka po linijce, punkt po punkcie wykreślałam cały zapisany drobnym maczkiem plan, nie mogąc się zdecydować, co tak na prawdę nie poszło po mojej myśli.
Gramofon w salonie grał w kółko to samo, jednak nie miałam siły, by podnieść się i zmienić płytę. Berceuse Des-dur Op. 57. Noel naprawdę lubił tę melodię. A ja być może słyszałam ją po raz ostatni.
Przewertowałam notatnik w poszukiwaniu wolnej strony, jednak szybko zorientowałam się, że takiej strony już nie ma. Wszystko zostało już zapisane. Koniec historii, Notesie, trzeba Cię wymienić. Zamknęłam go więc i odsunęłam jak najdalej od siebie.
Nie mogłam na niczym się skupić, nie wiedziałam, w co włożyć ręce. Miałam po prostu dość. Byłam kompletnie bezużyteczna i nienawidziłam tego stanu.
Adolf spacerował powoli po meblach kuchennych, wspinając się i zeskakując z nich, co powodowało lekki hałas. Garbił się, a jego futro było brudne i prezentowało się wyjątkowo kiepsko. Strącił kilka kubków, które od paru dni gniotły się na blacie i czekały na umycie. Przykre, już nie ma czego myć.
- Dzień dobry, Bree - mruknął Louis, który właśnie nonszalancko opierał się o drzwi lodówki.
- Ja też w to nie wierzę - wzruszył ramionami, jakby godząc się na to, że ciemność i cisza są nadanym mu sensem.
Złapałam się za głowę i pozwoliłam łzom płynąć. W którymś momencie pojawiły się w moich oczach i nie widziałam sensu, by je powstrzymywać. Płakałam, a z gardła wydobył mi się nieartykułowany dźwięk.
Oto ja- przerażona, niepewna, zrozpaczona i bezsilna.
Oto on- spokojny, cichy, opanowany, bez śladu człowieka w środku.
Gwałtownie oderwał się od drzwi lodówki, podszedł do mnie i mocno złapał mnie za ramiona. Oddychał wolno i łagodnie, nic nie mówił. Jego ręce powoli zsunęły się z moich ramion, jednak nadal stał w tym samym miejscu. Czułam na sobie jego wnikliwy wzrok. Sięgnął po notes i wysunął długopis spod moich przedramion. Wsłuchiwałam się w nerwową wędrówkę wkładu po szorstkim papierze. Z trzaskiem zamknął zeszyt i opuścił pokój. Podniosłam twarz i przekartkowałam notatnik, aby znaleźć jego zapiski.
"KOCHAM CIĘ. UDŹWIGNIESZ TO?" widniało na jednej ze stron, zaraz obok listy zakupów, którą stworzyłam w tamtym roku przed świętami.
Chwyciłam długopis, który w tym momencie wręcz palił moje palce.
"Nie", napisałam trzęsącymi się dłońmi, po czym z całej siły wykreśliłam sylabę i zamknęłam zeszyt.
Podniosłam się z miejsca i pomaszerowałam do mojego pokoju, by psychicznie przygotować się do dzisiejszej walki. Jeszcze wczoraj postanowiliśmy, że jak najszybciej musimy wszystko zakończyć. Nieważne, jak to się skończy. Cóż… Statek jest bezpieczny, kiedy stoi w porcie. Ale nie po to buduje się statki, czyż nie?
Padłam na łóżko ze świadomością, że być może robię to ostatni raz, dlatego prawie wybuchłam płaczem ponownie. To może być mój ostatni dzień. Jak się czuję? O dziwo, całkiem nieźle.
Wstałam, zgarnęłam wygodne ubranie z krzesła i skierowałam się do łazienki, by tam wziąć być może ostatni prysznic w życiu.
***
Zbiegając po schodach z kamizelką kuloodporną w lewej dłoni i amerykańskim Coltem w prawej, czułam się obco, choć dom nadal był spokojny, stateczny oraz pełny swoistego zimna wieczornej pory. Zapach cynamonu, duszącego kadzidła i suszonych goździków wypełnił moje nozdrza, choć nie byłam pewna, czy kiedykolwiek w ciągu naszej kariery mieliśmy do czynienia z którąkolwiek z tych rzeczy. Ruszyłam w stronę salonu, gdzie, przy dogaszonym już na zawsze kominku, siedziała Effie. Miała na sobie ciemne, wysłużone spodnie z cienkiego jeansu, przylegającą koszulkę i grubą, choć wyjątkowo lekką kurtkę – strój podobny do mojego. Włosy spięła w koński ogon i po raz pierwszy od bardzo dawna zmyła cały makijaż. Jej oczy były zmęczone, jej usta wykrzywione w specyficznym dla niej grymasie, a jej policzki zapadnięte. Mimo to wyglądała pięknie. Kiedy zobaczyła, że weszłam do pokoju, poderwała się z dywanu i rzuciła mi się na szyję, a ja mocno ją objęłam. Biło od niej niesamowite ciepło i nie mogłam pogodzić się z tym, że mogę czuć je po raz ostatni.
- Jasne, że wygramy – mruknęłam, chcąc, by zabrzmiało to pokrzepiająco, choć w rzeczywistości i tak mi nie uwierzyła. – Zawsze wygrywaliśmy.
- W czasie przeszłym – westchnęła, nie odrywając się ode mnie nawet na chwilę.
- Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy – oznajmiłam. – I zabijemy ich po poetycku. Tak, jak chciałaś.
Czułam, jak lekko się uśmiecha, więc zrobiłam to samo.
Nie wyobrażałam sobie walki w tak bardzo osłabionym składzie. Bez Noela, bez Wrena, bez Franka, bez Travisa, bez Allie, bez znacznej części naszych drużyn. W powietrzu unosił się zapach porażki.
Obok nas pojawił się Kevin w towarzystwie dwóch kamizelek kuloodpornych, z których jedną podarował Effie, kiedy tylko wyswobodziła się z mojego uścisku.
- Wszyscy są już na miejscach. Z atakiem czekają tylko na nas – powiedział.
- Czy Carl wreszcie raczy się pojawić i zabrać Allie i Wrena? – spytałam. Młody Freeman naprawdę działał mi na nerwy, a jedyne, na czym mi zależało, to bezpieczeństwo moich przyjaciół, którzy z wiadomych przyczyn nie mogli wspomóc nas na polu bitwy.
- Dzwoniłem, będzie za dwie minuty – obwieścił Segel, dopinając ostatni guzik w swojej kamizelce.
Nim się obejrzałam, wybuchłam rzewnym płaczem i rzuciłam się chłopakowi w ramiona. Zamknął mnie w ciasnym uścisku i delikatnie kołysał. Robił tak jeszcze dawno temu, zanim rozpoczęła się nasza przygoda z ciemną stroną świata. Po chwili dołączyła do nas i Effie.
- Wiecie, że to może być nasz ostatni raz? – załkałam, obejmując ich jeszcze mocniej.
- Nie chrzańcie, uda nam się! – rzekł Kevin. – Znowu będziemy na szczycie.
Samochód na zewnątrz zaczął trąbić, a ja wiedziałam, że to Carl. Allie, podtrzymując Wrena, schodziła po schodach, intensywnie wpatrując się przed siebie. Oboje robili wszystko powoli, jednak, gdy znaleźli się obok nas, również dołączyli się do uścisku.
- Pojadę z wami – nalegała King.
Wczoraj odbyliśmy długą dyskusję, podczas której próbowaliśmy jasno wyłożyć jej, że nie ma takiej możliwości. Mimo to, ona wciąż szła w zaparte.
- Allie, uzgodniliśmy to, tak? – spytał Kevin. Jako jedyny potrafił zachować dziś zimną krew. – Jesteś w ciąży i teraz dziecko jest najważniejsze.
- Rozpierdolcie ich – rozkazał Wren. – Widzimy się niebawem, a tymczasem będę składał modły do Dynamo, mistrza iluzji, żeby was wspierał.
- Kto się widzi, ten się widzi - odparował zgryźliwie Kevin, wskazując na bandarz, którym okryte były oczy chłopaka.
- Ciebie i tak nie chciałem oglądać - Wren wytknął mu język.
- Jesteś skończonym idiotą, Parrish – mruknęłam, jednak nie chciałam, by tak zakończyła się nasza znajomość, więc po chwili dodałam – Kocham cię.
Tkwiliśmy tak jeszcze przez chwilę, dopóki nie rozległ się kolejny klakson.
Allie i Wren wyszli, zamykając za sobą drzwi.
Samochód opuścił podjazd.
Kevin klasnął w dłonie i zarzucił mi moją kamizelkę na ramiona. Uśmiechnęłam się blado, po czym zabrałam się za zapinanie jej i oglądanie ze wszystkich stron, czy aby na pewno nie jest uszkodzona.
- Styles i Tomlinson! – wrzasnął, by jego głos dotarł na górę, do chłopaków. – Ruszcie dupy, ślicznoty!
Zaśmiałam się cicho, spuszczając wzrok w dół, gdy zobaczyłam, jak Louis powolnym krokiem stacza się po schodach. Zaraz za nim dreptał Harry, któremu również nie spieszyło się do walki.
- Gotowa? – spytał Tomlinson, stając naprzeciwko mnie.
- Na śmierć? – zapytałam. – Nie, Louis. Nigdy nie będę gotowa na śmierć.
- Chodziło mi o to, czy jesteś gotowa, żeby mnie pokochać – odparł.
- Nieważne. Moja odpowiedź i tak pasuje – wzruszyłam ramionami.
- Bree – złapał mój podbródek i uniósł go, bym musiała na niego spojrzeć. – Nie mogę zmusić cię, żebyś mnie kochała, jeżeli mnie nie kochasz. Ty sama też nie możesz się do tego zmusić. Rozumiem to. Ale nie rozumiem ciebie.
Złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach, po czym mocno go objęłam, zaciągając się jego zapachem. Chciałam, by to właśnie ten zapach był ostatnim, jaki dane mi będzie poczuć.
Z perspektywy Effie.
Jeszcze niedawno myślałam, że o tej porze będę w trakcie wojny z Dangersami, a tymczasem szłam z nimi w jednym szeregu, czekając na śmierć i naszego wspólnego wroga. Nie sądziłam, że moje życie tak się skomplikuje, że Noel umrze, zabierając mi tą złość, gdy mówił do mnie Eff. Wszystko się zmieniło, zasady przestały grać rolę, a nami rządził tylko niesprawiedliwy los, który pragnął nas zgnieść jak mrówki.
Czy miałam nadzieję, że wygramy?
Nigdy nie powiedziałabym tego na głos, ale tak, miałam ją. W głębi duszy rozpaczliwie błagałam Boga, aby chociaż raz nam pomógł i pozwolił przeżyć moim najbliższym dzisiejszą noc.
Siedząc na miejscu pasażera w samochodzie, zastanawiałam się, co by było napisane na moim grobie, gdybym nie przeżyła i jak zareagowali by mieszkańcy na tą wieść.
Prawdopodobnie bardzo by się ucieszyli, a na nagrobku wyryte by było moje imię, nazwisko, wiek i ogromny napis "SUKA I MORDERCZYNI! NIECH SPŁONIE W PIEKLE!".
Kochałam moje myśli, były bardzo pozytywne i przepełnione gorzką nadzieją.
Podpaliłam papierosa, po czym włożyłam go do ust, ostatni raz czując smak nikotyny. Byłam świadoma tego, że to prawdopodobnie mój ostatni papieros w życiu i nie miałam z tym problemu. Pogodziłam się z tym, że zginę i chyba chciałam zginąć. Nie widziałam sensu w prowadzaniu dalszego życia, które byłoby tylko dla mnie ciężarem. Pożegnanie z przyjaciółmi było dla mnie bardzo ciężkie, ale myśl, że wygramy i przeżyją sprawiała, że śmierć wydawała się być jeszcze bardziej przyjemniejsza. Chciałam odejść z tego świata ze świadomością, że są bezpieczni i znowu wspięli się na szczyt.
Im bliżej celu się znajdowaliśmy tym bardziej się denerwowałam. Zaciągnęłam się ostatni raz zanim wysiedliśmy z auta, kierując się w stronę placu tuż przy opuszczonym teatrze, który został zamknięty w 1982 roku.
Podeszwy moich butów głośno stukały o asfalt, nadając mi więcej pewności siebie. W jednej dłoni trzymałam niezawodną broń, a w drugiej gniotłam paszportowe zdjęcie Noela, mojego słodkiego, wkurzającego Noela Keene'a.
Mimo iż byłam w rozsypce i najchętniej spędziłabym tą noc, płacząc w kącie, byłam na tyle opanowana, aby móc zabić paru gnojków.
Obok mnie z grobową miną szedł Harry, który próbował porozmawiać ze mną, gdy tylko dowiedzieliśmy się o śmierci Noela, ale niestety nie dane było mu tego zrobić. Nie chciałam z nim rozmawiać, jedyne, czego pragnęłam, to upić się przy martwym ciele mojego przyjaciela, co oczywiście zrobiłam.
W końcu cała moja "armia" stała tuż obok mnie, a na przeciwko nas w gotowości czekały Smoki.
- W końcu się spotykamy osobiście! - krzyknął Isaac Clock. - Tylko jedna strona zginie.
- I to będziesz ty! - wrzasnęłam, po czym zaczęłam biec w ich stronę, zaczynając strzelać.
Reszta grupy poszła w moje ślady, ale nasi rywale także nie próżnowali. Zaczęła się rzeź. Pociski uderzały w ciała, które po chwili z hukiem uderzały o asfalt. Słyszałam krzyki ludzi, rozkazy Bree i Isaaca. Chwiałam się za każdym razem, gdy dostawałam kulkę, która na szczęście nie raniła mnie lecz moją kamizelkę. Gdyby nie ona na pewno już bym nie żyła.
Wszystko działo się bardzo szybko, nie miałam nawet chwili, aby pomyśleć o czymkolwiek, liczyła się tylko ta walka i nic więcej.
Szybki bieg, brak tchu, upadek na kolana, kolejne pociski, krew tryskając na każdą stronę i księżyc, który obserwował wszystko z ogromnym przerażeniem, ale i zaciekawieniem.
Nasza nienawiści i żądza krwi była wręcz namacalna. Każdy z nas odsunął od siebie sumienie, które krzyczało, gdy tylko zabiliśmy jakąś osobę. Byliśmy głusi na człowieczeństwo.
Krzyknęłam z bólu, czując ostry ból głowy. Upadłam na ziemię, a broń wraz ze zdjęciem wypadła mi z ręki. Przewróciłam się na plecy, aby ujrzeć osobę, która była na tyle chamska, aby zaatakować mnie od tyłu. Nade mną stała bardzo młoda dziewczyna, mierząc pistoletem w moją stronę, a strumienie łez spływały po jej policzkach. Mogłam zobaczyć w jej oczach to, że była przerażona tym, co działo się dookoła niej. Mogła mieć siedemnaście lat, ale na pewno nie więcej.
Trzęsła się jakby miała jakiś atak, dlatego powoli wstałam z ziemi, a ona mi na to pozwoliła, lecz nie opuściła lufy.
Pomału wyciągnęłam dłoń w jej kierunku, po czym sprawnym ruchem wyrwałam pistolet z jej uścisku.
Przybliżyłam twarz do jej twarzy, a ona zaszlochała, myśląc, że chcę ją zabić.
- Uciekaj stąd, zanim ktoś cię zabije. Niedaleko stąd jest kościół, tam będziesz mogła się ukryć. Biegnij, teraz!
Dziewczyna wzięła głęboki oddech, a następnie zaczęła biec najszybciej jak umiała. Stałam tak przez chwilę, patrząc na jej postać, która coraz bardziej się ode mnie oddalała i pierwszy raz od dawna czułam, że zrobiłam coś dobrego. Nie zabiłam jej, pozwoliłam jej żyć, bo jej strach wydawał się być największą karą, jaką mogła dostać.
Szybko otrząsnęłam się ze swoich myśli, karcąc się za tak ogromną nieuwagę.
Podniosłam swój pistolet i ze smutkiem zauważyłam, że silny wiatr zabrał ze sobą zdjęcie Noela. Wróciłam do walki i ucieszyłam się widząc, że wybiliśmy prawie całą grupę Isaaca. To wszystko trwało jeszcze chwilę zanim nie złapaliśmy Clocka i dziesięciu jego ludzi. Teraz był czas na poetycką karę.
Otarłam krew, którą miałam na rękach o spodnie, pomału podążając za Kevinem, który ściskał za ramię jednego ze Smoków. Rozglądnęłam się dookoła w poszukiwaniu reszty moich współlokatorów, bowiem wcześniej nie miałam szansy sprawdzić czy z wszystko z nimi w porządku. Po lewej stronie szedł Louis, masując ramię, z którego sączyła się krew, zaś przed nim maszerował Styles ze spuszczoną głową. Niestety nie mogłam znaleźć Bree i to sprawiło, że wpadłam w panikę. Przedzierałam się między ludźmi, głośno oddychając i mamrocząc pod nosem cichą modlitwę do Boga. Pozwoliłeś mi przeżyć?! To musiałeś pozwolić i jej!
Nagle stanęłam na środku, a łzy cisnęły mi się od oczu, błagając o wypuszczenie je na wolność. Abry nie było, zniknęła, rozpłynęła się w pieprzonym powietrzu!
- Hej, Effie, dobrze się czujesz?
Wzięłam głęboki wdech, słysząc kojący głos. Spojrzałam na twarz przyjaciółki i wpadłam jej w ramiona, a ulga zalała całe moje ciało.
- Tak się o ciebie bałam - wysapałam.
- Wszystko jest dobrze, Effie - uśmiechnęła się delikatnie, gdy tylko się od niej odsunęłam. - Wygrałyśmy.
- I żyjemy.
*
Teatr był przerażający. Wszędzie był kurz, stare rzeczy i obdarte fotele. To było miejsce jak z horroru i szczerze mówiąc na początku także się przeraziłam.
Louis zapalił stare świece, których światło oświetliło scenę, na której znajdowałam się ja, Bree, Harry, Kevin, Lou i Smoki.
Moi ludzie zasiedli na widowni w ciszy, czekając na przedstawienie, które dla nich przygotowałam.
- Cieszę się, że możemy być tutaj wszyscy razem, aby oglądnąć sztukę, nad którą pracowałam bardzo długo - rzekłam głośno. - Nasi główni bohaterowie już są, także możemy zaczynać.
- Jesteś chora - splunął Isaac.
- Cii, to nie jest twoja rola - puściłam mu oko. - Oto piątka władców, którzy w końcu przywrócili pokój w swoim mieście - wskazałam na siebie i moich przyjaciół.
- Czas na ich zemstę - wtrącił Harry. - Po dwójce dla każdego.
Pierwszy ruszył Kevin, który prawdziwym mieczem jednym zwinnym ruchem odciął głowę jednemu z mężczyzn. Skąd miał miecz? Milion takich rzeczy leżało w garderobie.
Krew trysnęła tak mocno, że parę kropel znalazło się na moich czarnych butach. Kevin uśmiechnął się szeroko, a potem dokończył swoją scenę, zabijając następnego poprzez wbicie mu ostrza prosto w serce i kręcenie nim tak mocn0, że przebił nawet plecy.
Potem przyszła kolej na Harry'ego, który nie miał w ogóle ochoty bawić się w przedstawienia i tradycyjnie zabił ich bronią tak szybko, że nikt nawet nie wiedział, kiedy zginęli.
Tomlinson spojrzał tylko obojętnie na swoje ofiary i obszedł je dookoła, mówiąc coś do nich cicho. Po ich minach doszłam do wniosku, że to nie było nic przyjemnego.
Potem jednemu z nich strzelił między oczy, a drugiemu trzy razy w brzuch i w usta.
Bree była przedostania. Wymachując pistoletem, który trzymała w dłoni podeszła do jednego z mężczyzn, stając za jego plecami. On, jak i jego koledzy, siedział na krześle, a grube sznury, którymi został związany uniemożliwiały mu ucieczkę.
Na początku myślałam, że Abra po prostu go zastrzeli, ale ona zrobiła coś zupełnie innego. Wyjęła z kieszeni nóż, po czym podcięła mu gardło. Zamoczyła dłonie w jego krwi, a następnie podeszła do następnego i wytarła ją o jego twarz, otrzymując w zamian krzyk obrzydzenia. Z drugim zrobiła to samo i patrzyła jak się wykrwawia.
- Effie, teraz twoja kolej - spojrzała na mnie, podając mi nóż, który z wdzięcznością od niej przejęłam.
Pierwszego zabiłam jak najszybciej, po prostu do niego strzelając, bo to z Clockiem chciałam się zabawić.
Podeszłam do Isaaca i kopnęłam z całej siły jego krzesło, której przewróciło się na podłogę wraz z nim. Potem zaczęłam bić jego ciało tak mocno, że sama odczuwałam ból, ale dźwięk jego jęków był wręcz muzyką, która zachęcała mnie do dalszej pracy.
- Coś się stało Isaac? - wysapałam, nachylając się nad nim.
- Nigdy mnie nie pokonasz - warknął. - Myślisz, że jak mnie zabijesz to wygrasz? Jesteś taka głupia.
Zignorowałam jego słowa, nie przestając go maltretować. Obficie krwawił i ledwo łapał oddech, ale to był dobry znak. Rzuciłam nóż tuż obok niego, czekając na to co zrobi.
Tak jak przypuszczałam, próbował go dosięgnąć, ale to było niemożliwe, dlatego podniosłam go, po czym stanęłam na jego dłoń, słysząc jak łamią się jego kości. Na koniec wbiłam nóż prosto w jego gardło, patrząc mu w oczy.
- To za Noela.
Od Autorek:
Witajcie!
Bardzo przepraszamy za opóźnienia, które, jak wiecie, wynikały z niesprawnego sprzętu. Przykro nam, że tak wyszło, ale nie mamy na to wpływu.
Jesteśmy bardzo szczęśliwe, że cały czas przybywa nam czytelników. Jesteście naprawdę niesamowici! Ponad 50000 wyświetleń, a licznik wciąż pracuje! Poprawiliście się też z komentowaniem. O to walczyłyśmy od początku i w końcu udało wam się po części spełnić nasze oczekiwania.
Co sądzicie o rozdziale? Jest brutalnie, jest trochę smutno, ale, cholera, wygraliśmy! Jak myślicie, jak potoczą się dalsze losy bohaterów? To już przedostatni rozdział pierwszej części City Of The Fallen.
Życzymy miłego tygodnia!
Przypominamy o sondzie i asku :)
40 komentarzy = rozdział dwudziesty
Witajcie!
Bardzo przepraszamy za opóźnienia, które, jak wiecie, wynikały z niesprawnego sprzętu. Przykro nam, że tak wyszło, ale nie mamy na to wpływu.
Jesteśmy bardzo szczęśliwe, że cały czas przybywa nam czytelników. Jesteście naprawdę niesamowici! Ponad 50000 wyświetleń, a licznik wciąż pracuje! Poprawiliście się też z komentowaniem. O to walczyłyśmy od początku i w końcu udało wam się po części spełnić nasze oczekiwania.
Co sądzicie o rozdziale? Jest brutalnie, jest trochę smutno, ale, cholera, wygraliśmy! Jak myślicie, jak potoczą się dalsze losy bohaterów? To już przedostatni rozdział pierwszej części City Of The Fallen.
Życzymy miłego tygodnia!
Przypominamy o sondzie i asku :)
40 komentarzy = rozdział dwudziesty
Brutalny rozdział ale jak zawsze najlepszy <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam City of The Fallen <3
Nie mogę się doczekać II części :)
Brutalnie nawet bardzo ;) ale trochę za mało tej wojny... W każdym razie rozdział świetny czekam na więcej Bree i Louisa! Mam nadzieję że ze sprzętem już wszystko dobrze i następny będzie jak najszybciej :) Życzę weny!
OdpowiedzUsuń-K
Świetnie z resztą jak zawsze ;)
OdpowiedzUsuńJezu tak mi smutno i zarazem czuje satysfakcje. Uwielbiam to *-*
OdpowiedzUsuńKocham! a zwłaszcza te opisy jak oni wszyscy ginęli.Life's brutal XD
OdpowiedzUsuńIm Crazzyyy!
Super rozdział Kacham to <33
OdpowiedzUsuńAle się dzieje ^^ Uwielbiam, gdy życie bohaterów tak się komplikuje xd Rozdział, jak i poprzednie, bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńCzekam na next ;*
Pozdrawiam
Seo <3
Hahahahah przyznaję się ... KOCHAM TO :D
OdpowiedzUsuńahh te moje groźby hahaah ;** i tak wiesz że cię kocham :)
co do rozdziału świetny i trzyma w napięciu :)) kocham tego bloga :)
pozdrawiam i życzę weny :)))) i dawaj mi tu szybko nn <3 ;*
Kochamm to opowiadanie i czekam na dalszą akcje❤ jejuuuu pisz bo nie mogę sie doczekać��:) x / Emily
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaa! Po prostu Cię kocham!!!!!!?
OdpowiedzUsuń~Aga
Czekałam, czekałam i się doczkałam !!!!!!
OdpowiedzUsuńO boże, ale się jaram !!!
Oh ... rozdział - cudowny
I Lou gdy wyznał jej miłość ..
Co prawda w nietypowy sposób, ale bardzo podobny do niego
I WYGRALI
Yeah .. we are the champions ...
I ten nóż w gardło oraz słowa ,,to za Noel'a ``
Czekałam prawie 2 tyg. Ale się opłacało
Takie ostrzeżenie : JAK NIE ZROBISZ 2 CZĘŚCI TO WSZYSTKIE CZYTELNICZKI CIĘ ZABIJĄ, ZKOPIĄ I JESZCZ RAZ ZABIJĄ !!!!
Thank you veeeeeery much
Mam nadzieję, że dodasz rozdział szybko
Weny życzę i pozdrawiam
-Marchewka ^.^
Zrobicie :3
UsuńPS. WIĘCEJ TOMLINSONA I BREE XD
OdpowiedzUsuń;>
;)
OdpowiedzUsuńCudowny!
OdpowiedzUsuńOdkryłam tego bloga kilkanaście dni temu i troche mi zajęło przeczytanie całości, ale wiem, że było warto.
Nie napisze wiele, bo nie mam czasu, ale wiedzcie, że jesteście wspaniałe!
Czekam do nastepnego 😄
Buziaczki 😘😘😘
Wow! Świetny rozdział. Mam nadzieję że Bree zmieni swoje nastawienie do Louis'a. Czekam na nexta. Życzę weny ;x
OdpowiedzUsuńZajebisty.
OdpowiedzUsuńSuper ;D
OdpowiedzUsuńBoski *-* Chcem nn ;)
OdpowiedzUsuńHeeej! XD rozdział był cudowny *-* z resztą jak zwykle <3 Tylko jakoś tak się to wszystko szybko działo... no, ale i tak super <3 Nie mogę się już doczekać następnego! <3 =D Pozdrawiam was i dziękuję za ff ^^ no i pozdro mamusiu! XD
OdpowiedzUsuńŚwietny
OdpowiedzUsuńJezu, tlenu, warto było czekac, rozdział jest świetny, czkekam na kolejny i na wiecej bree i lou. Kocham was i to ff, jesteście swietnie
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział , warto było czekać ;)
OdpowiedzUsuńKocham! Najlepszy! Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńJak już mówiłam wam od samego początku, kocham tego bloga i kocham wszystko co napiszecie, chociaż czasami wy złe kobiety potraficie mnie wkurzyć, tak tylko przypominam, że ktoś mógłby już zacząć widzieć i wnieść więcej szczęście do tego bloga :) No ja miałam nadzieję, że wygrają. Innej opcji nie widziałam i jestem kurwa szczęśliwa, że tak sie stało.
OdpowiedzUsuńUmieram po prostu jebnęłam z Louisa. Gratuluję zbudowania jego postaci, ponieważ to jest człowiek, który naprawdę potrafi zafascynować człowieka, aż chce się o nim ciągle czytać by tylko dowiedzieć co znowu zarazem dziwnego i uroczego chodzi po jego pięknej główce. Po prostu umarłam z jego zachowania. Jest tak bardzo uroczy, tak bardzo uroczy dziwnie, że bardziej uroczy być nie może. A ja nie mogę napisać tego bardziej skomplikowanie. ;d
GIŃCIE WY PIEPRZONE ŚMIECIE! Ktoś tu obiecał epicką zemstę? To kurwa taka sie stała! Jestem z was dumna, <3
Pozdrawiam, całusy x
omfg kurwa w końcu!
OdpowiedzUsuńhehehe wgl to tak się zaangażowałam w ten rozdział, że myślałam, że tam jestem razem z nimi i też zabijam... chyba zostanę seryjnym mordercą xD
ogólnie to rozdział cudowny i wgl to już bym chciała kolejny :))))
pozdrawiam i życzę weny :)))))
KURWAAAAA WYGRALIŚMY!!!!!
Ten rozdział jest cudowny! Akcja, emocje i to wszystko w jednym.
OdpowiedzUsuńBree i Louis to taka kochana para, facet idealny tylko takiego szukać ^^
I tak się cieszę, że wreszcie dali nauczkę tym bandziorom, City of the fallen znowu jest pod ich władzą ^^ I teraz tylko z powrotem sprzeczki pomiędzy sobą.
No ale... to jeszcze nie koniec. Jeszcze druga część na którą czekam z niesamowitą niecierpliwością. Dziewczyny podziwiam was za tak wspaniałą pracę i wysiłek jaki w nią wkładacie. Przez to opowiadanie jest wyjątkowe na swój własny sposób. :) ♥♥♥ xx
Aaahhh wygrali!!! Ale się cieszę ❤ Końcówka majlepsza...należało im się w 100 procentach!Jak to już przedostatni rozdział? ;-; Kocham to opowiadanie ;* Czekam na następny!! ;p Pozdrawiam xx
OdpowiedzUsuńHalo halo tu nowa czytelniczka!
OdpowiedzUsuńTrochę mi się tu podoba.. ;)
An
Rozdział jest fenomenalny;) warto było czekać:) moje gratulacje i pozdrowienia dla autorek<3
OdpowiedzUsuńO super! Wojna jeszcze lepiej! Walnijcie teraz Lousia i Bree to już mi więcej nic do szczęścia nie potrzeba <3
OdpowiedzUsuńŚwietny ;)
OdpowiedzUsuńBardzo cieszę się z wygranej! :D Czułam, że wygrają ^^ // Nie mogę w to uwierzyć,że to już prawie koniec I części ;c Tak szybko zleciało :) Ale czekam na kolejny rozdział jak i na kolejną część :D Oczywiście życzę wenny! Bo to najważniejsze! ♥
Zajebisty rozdział, pisz dalej :-}
OdpowiedzUsuńPiszcie* dalej :)
UsuńSuuuuper czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńSuuuuuuuupcio xDDD
OdpowiedzUsuńNo w końcu! <3 Uwielbiam ten blog!
OdpowiedzUsuńRozdział jest wspaniały . Nadal nie mogę uwierzyć ,że Noel nie żyje był jedną z moich ulubionych postaci :(((((((((((((((
OdpowiedzUsuńBree weź przestań zgrywać niedostępną i tak wszyscy wiemy ,że kochasz Louisa.
Harry zawsze byłeś ,jesteś i oczywiście będziesz seksownym draniem -za to Cię uwielbiam.
To co zrobiła Effie w ostatniej scenie sprawiło ,że napisałam ten komentarz (zazwyczaj tego nie robię -tak przyznaje się jestem leniem no ale co zrobić xdd)
A teraz coś do was moje kochane AUTORKI (LICZBA MNOGA :P) po pierwsze nienawidzę was.., dlaczego ?
No cóż ...może dlatego bo wasze opowiadanie jest tak zajebiste ,że nie mam czasu na nic innego tylko sprawdzanie czy jest kolejny rozdział ,a na lekcji matematyki piszę na odwrocie zeszytu" Bree i Louis=love" ,"Harry i Effy=love".
A teraz tak całkiem serio .Odwaliłyście kawał dobrej roboty pisząc to opowiadanie. Przyznaję ,że czytałam dużo blogów o podobnej tematyce (dwa gangi,wrogowie,zakazana miłość) ale ten jest wyjątkowo dobry i nie tak przesłodzony. Jednak muszę przyznać ,że niektóre rozdziały nie są idealne -ale to tylko moja skromna opinia waszej największej fanki .
Osobiście bardziej utożsamiłam się z postacią Effie -niektóre jej zachowania przypominają mi o moich błędach ale także wielu miłych chwilach w przeszłości.
Poza tym cieszę się ,że to Allie jest w ciąży a nie któraś z głównych bohaterek(za dużo podobnych opowiadań).
Podsumowując ...
Czekam z niecierpliwością na II część opowiadania i oczywiście spektakularne zakończenie I . Nie wszystkie rozdziały będę komentować (przepraszam was :*) ale wszystkie czytać .Serdecznie was pozdrawiam i życzę dużo weny :****) -Ethel
Cudowny czekam na następny
OdpowiedzUsuńCiudny *.* Kiedy rozdział 20????
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział? Nie mogę się doczekać ��
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuń