Z perspektywy Effie.
Myślałam, że taki potwór jak ja nigdy nie zazna miłości. Bałam się nawet o tym marzyć, bowiem wiedziałam, że to nie będzie miało prawa się ziścić, a jednak się udało. Byłam pogodzona z faktem, że nigdy nie znajdę mężczyzny, który mnie pokocha i będzie się o mnie troszczył, tak jak robił to Harry.
Jego wyznanie zburzyło mur, który budowałam dookoła siebie przez lata. Zniszczył wszystkie bariery i dostał się do mojego zimnego serca, które rozgrzał ciepłem swojego ciała. Spotkało mnie najpiękniejsze uczucie na świecie? A może to tylko blef?
Przebywaliśmy w moim pokoju, który o dziwo nie był pogrążony w ciemności. Lampy, których nigdy nie używałam, nagle rozbłysły pięknym światłem, oświetlając najpiękniejsze zakamarki tego pomieszczenia.
Zmieniliśmy ubrania na suche, wytarliśmy swoje ciała i teraz siedzieliśmy na moim łóżku okryci kocem i nie odzywaliśmy się do siebie, tylko cieszyliśmy się swoją obecnością.
- Wiem, że Ci ciężko - odezwał się po chwili. - Ale musisz walczyć, bo inaczej wszystko będzie jeszcze gorsze.
- Chyba za długo walczyłam - westchnęłam. - Spójrz na mnie, jestem wrakiem.
Spojrzał na mnie przenikliwie, kładąc dłoń na moim rozgrzanym policzku, a potem na moich włosach. W ogóle nie przypominał bestii, którą był na co dzień, bowiem ten Harry był czuły i delikatny.
- Wiesz co widzę, gdy na Ciebie patrzę? - spytał szeptem. - Widzę piękną kobietę, która ma w sobie więcej siły niż zdaje sobie z tego sprawę.
Uśmiechnęłam się delikatnie, słysząc jego słowa, które sprawiły, że przez chwilę zapomniałam o Noelu, Wrenie, Bree i o wszystkim innym. Jak cudem udawało mu się mnie hipnotyzować? Mógłby tak całe życie, proszę?
- Dziękuję Ci.
- Za co? - zdziwił się.
- Za prowadzenie mnie w ciemności.
*
Następnego dnia ból wciąż był obecny. Mimo że obudziłam się w ramionach Harry'ego i powitał mnie uroczym pocałunkiem, to wciąż było źle. Przy nim chciałam być szczęśliwa, ale to nie było możliwe. Mogłam być albo smutna, albo zimna. W takim razie kim powinnam być? Smutną dziewczynką, czy zimną suką?
W salonie zastałam tylko Bree, która wylegiwała się na kanapie, mając na sobie piżamę, którą dostała na święta od Janis. Była zaspana i byłam niemal pewna, że dzisiejszą noc spędziła na sofie.
- Cześć, Abra - rzekłam, siadając na fotelu obok. - Spałaś tu?
Pokiwała głową, naciągając puchaty koc na swoje ciało, które zwinięte było w kłębek. Moja przyjaciółka była tykającą bombą, która w każdym momencie mogła wybuchnąć, ale nie gniewem, lecz rozpaczą. Była w tak samo beznadziejnej sytuacji jak ja, nam obu było ciężko.
W dodatku miała na głowie Louisa, który wyznał jej miłość. Znając go na pewno nie było to romantyczne, ale Bree nie oczekiwała kwiatków, serduszek i tego typu rzeczy. Czy do siebie pasowali? Sama tego nie wiedziałam, bowiem nie znałam Tomlinsona tak dobrze, aby analizować to, czy ma takie same poglądy jak ona, ale coś czułam, że oboje mieli tak samo dziwne rozumowanie. Abra była jedyna w swoim rodzaju - zawsze miała jakiś plan, wiedziała wszystko lepiej i była oznaką równowagi i ogromnej odwagi. I chyba to w niej najbardziej lubiłam, chociaż jej zamiłowanie do kisielu na pewno podobało mi się w niej najbardziej.
- Louis zabrał Wrena do szpitala.
- Louis? - otworzyłam szerzej oczy, ponieważ Tomlinson nigdy nie lubił naszych przyjaciół, z resztą mnie także nie.
- Sam się zaoferował - rzekła, widząc moją reakcję. - On nie jest taki zły, jak myślisz.
- Wierzę Ci na słowo - uśmiechnęłam się delikatnie. - Byliście już razem w łóżku?
- Nie! - zaprotestowała, po czym przejechała dłońmi po zmęczonej twarzy. - Nie ma takiej opcji.
- Dlaczego?
- Wybacz, Effie, ale nie jestem taka jak ty.
Wzruszyłam ramionami, nie będąc ani trochę urażona jej słowami. Lubiłam seks, lubiłam to robić ze Stylesem, to nie było nic złego, a przynajmniej tak sobie wmawiałam.
Obie spojrzałyśmy w stronę wejścia do salonu, słysząc głośny stukot butów i brzdęk szklanych butelek. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się pijany Kevin, który ledwo trzymał się na nogach, a w dłoniach ściskał butelki piwa.
- Witajcie, drogie panie - uśmiechnął się szarmancko.
- Jest dopiero ósma rano, a ty już jesteś pijany - skrzywiła się Bree.
- Aż ósma, powinienem o szóstej już być w takim stanie. Na zdrowie! - uniósł jedną butelkę ku górze, a następnie upił duży łyk, a parę kropel spłynęło po jego brodzie.
- Dlaczego się upiłeś? - spytała, a ja spojrzałam na nią jak na kosmitkę, bowiem Kevin zawsze się upijał i robił to ot tak po prostu.
- No nie wiem - westchnął żałośnie, opierając się o fotel, na którym siedziałam. - Noel umiera, Wren jest niewidomy, a Effie zapala światło no i ty śpisz w salonie! I ty mnie pytasz, dlaczego jestem pijany!
Jego bełkot był zabawny, ale wiedziałam, że to poważna sytuacja i nie należy się śmiać, dlatego przełknęłam chichot i nałożyłam na twarz maskę powagi.
Wiedziałam, że Bree szykowała już długi wykład na temat jego postępowania w takiej sytuacji, dlatego ucieszyłam się, gdy do domu w końcu wrócił Wren wraz z Louisem.
Jednak te "szczęście" zniknęło, gdy zauważyłam bandaż przykrywający oczy Wrena. Louis pomagał mu iść, a potem delikatnie posadził go obok Bree, która zrobiła mu miejsce. Nawet Kevin odstawił piwo na podłogę i ze smutkiem patrzył na naszego niewidomego przyjaciela.
- Kto to jest, Louis? - spytał Wren.
- Effie, Bree i Kevin - odpowiedział.
- Tak czułem - uśmiechnął się, mając na myśli odór piwa. - Ta opaska jest tylko na chwilę. Wszystko wróci do normy, będę widział.
- Naprawdę?! - ucieszyła się Bree. -To świetnie! Co powiedział lekarz?
Nawet nie miałam zamiaru słuchać opowieści Wrena, bo wiedziałam, że oszukiwał. Czułam, że nie jest z nami szczery, dlatego poprosiłam Louisa, aby poszedł ze mną do kuchni, aby zrobić śniadanie. Chciałam zacząć go przepytywać, gdy tylko znaleźliśmy się z dala od wścibskich oczu moich przyjaciół, ale on o dziwo podszedł do lodówki i otworzył ją szeroko.
- Myślisz, że kanapki będą w porządku?
- Jaja sobie ze mnie robisz - prychnęłam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Nie jestem aż tak głupi - trzasnął drzwiczkami, obracając się w moją stronę. - Ty nie robisz śniadań. Czego chcesz?
- Jakiś ty miły - wywróciłam oczami, ale nie miałam ochoty się z nim dalej użerać, dlatego przeszłam do konkretów. - Jak to naprawdę jest z Wrenem?
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Nie pozwolił mi wejść z nim do gabinetu, powiedział mi to samo co wam.
- I wierzysz w to?
- A ty? - spytał, opierając się biodrem o szafkę i posyłając mi intensywne spojrzenie.
- Nie, w ogóle w to nie wierzę.
- Cieszę się, że się zgadzamy - uśmiechnął się.
- Masz jakiś pomysł, co zrobić?
- Czekać.
- Czekać? - spytałam niedowierzająco.
- Czas to cudownym sprzymierzeniec, moja droga.
*
Staliśmy przed drzwiami, które prowadziły do pokoju Noela. Nie mogliśmy wejść, ponieważ drzwi były zamknięte od środka i obawialiśmy się, że stało się coś złego. Wiedzieliśmy, że z naszym przyjacielem jest coraz gorzej, byliśmy świadomi tego, że jest coraz słabszy, a najgorsze było to, że nie mogliśmy mu pomóc, że Janis nie mogła mu pomóc. Dlaczego tak szybko kazałam jej odejść? Może gdyby została jeszcze trochę, to by mu pomogła, może poczułby się lepiej. Z resztą to nie miało już znaczenia, bowiem czasu nie da się cofnąć.
- Noel, otwórz drzwi! - krzyknęłam, uderzając pięścią w drewnianą powłokę.
- Przestań, jest chory i słaby. Musisz go zrozumieć - Harry chwycił mnie za ramię.
- Nie odzywaj się - warknęłam, sprawiając, że spojrzał na mnie zdziwiony. - Nie będziesz mnie pouczał.
Nie odezwał się, tylko pokręcił zawiedziony głową, po czym wyminął wszystkich i poszedł cholera wie gdzie. Nie miałam zamiaru za nim biec, ani go przepraszać, bowiem doskonale wiedział jaka byłam, a uczucia, którymi go obdarzyłam tego nie zmieniły.
Nagle drzwi się otworzyły, ukazując naszego głupiego doktorka, który był blady na twarzy.
- Gdzie jest Noel? - syknął Kevin.
- Jest zmęczony i potrzebuje spokoju - rzekł twardo, trzymając drzwi na wszelki wypadek, gdybyśmy chcieli wejść. - Nie możecie mu przeszkadzać.
- Przesuń się, albo cię zabiję - zagroziłam mu, ale on tylko jeszcze bardziej pobladł, po czym zatrzasnął nam drzwi przed nosami. Cholerny idiota.
- Przyjdźcie później! - usłyszałam jego stłumiony głos.
- To jakiś pierdolony żart! - wybuchła Bree, uderzając dłonią w drzwi. - Mam to gdzieś.
A potem każdy z nas rozszedł się w inny kąt, aby znowu pogrążyć się w smutku.
Wiedziałam, że coś jest nie tak.
Czułam to.
Z perspektywy Bree.
Winylowa płyta w gramofonie nadal kręciła się, zacinając co chwilę, choć Chopinowy Nokturn Es-dur już dawno przestał rozbrzmiewać. W pokoju paliła się tylko jedna lampka, a my, zanurzeni w mroku i ciszy, analizowaliśmy ostatnie wydarzenia, których świadkami byliśmy. Właściwie wszystko było dość proste, jednak potrzebowaliśmy sporej ilości czasu do rozprawienia się z ciemnotą naszych umysłów. W mojej głowie rodziły się najczarniejsze scenariusze, a wpatrujący się we mnie intensywnie i śmiejący nieco zbyt głośno Louis wcale ich nie rozjaśniał.
Mój stosunek do niego nie zmienił się w żaden sposób odkąd drogą dość powierzchowną, wręcz nieco pretensjonalną, wyznał mi miłość. Nadal jest dla mnie tylko przyjacielem, z którym naprawdę lubię rozmawiać, a jeżeli on ma co do mnie bardziej wybujałe ambicje, cóż, prawdopodobnie mocno się zawiedzie, ponieważ nie zamierzam się angażować w sztucznie wyidealizowaną miłość.
Usłyszeliśmy głośny huk, dochodzący z pokoju Noela i jak jeden mąż zerwaliśmy się z miejsc. Pobiegliśmy na górę, tupiąc na schodach i powodując tym samym hałas tak głośny, jakiego ściany naszego domu nie słyszały jeszcze nigdy. Wren kilka razy potknął się, ale dzielnie udawał, że nic mu nie jest i zaraz wszystko się ułoży. Drzwi zamknęły się przed nami, a Cochonnet zniknął za nimi, przekręcając klucz w zamku, by uniemożliwić nam wejście do środka. Był bardziej zgarbiony niż zwykle, przez co wyglądał na góra metr sześćdziesiąt, a na jego twarzy, która mignęła nam przed oczami przez ułamek sekundy, malował się wyraźny smutek.
Harry zacisnął dłoń w pięść i trzykrotnie uderzył w drzwi.
- Noel musi wypoczywać - pisnął lekarz zza drzwi głosem tak nienaturalnym, że nie mieliśmy prawa uwierzyć w żadne wypowiedziane przez niego słowo. - Zostawcie go na razie w spokoju.
- Otwieraj! - krzyknęła Effie, będąca już na skraju wytrzymania.
- To dla jego dobra - zaskrzypiał mężczyzna, nie spełniwszy jej prośby.
- To nasz jebany dom! - wrzasnął Kevin, waląc otwartą dłonią w drewnianą powierzchnię. Nie miał wystarczającej siły, by stać, nie mówiąc już o jakichkolwiek agresywnych zachowaniach, więc nietrudno wyobrazić sobie, jak przetoczył się po ścianie i upadł na podłogę. Szybko jednak podniósł się, oparł o balustradę przy schodach i wydął usta w dziwnym grymasie.
- Noel, jak się czujesz? - spytałam na tyle głośno, by chłopak mógł mnie usłyszeć.
Nie usłyszał. Lub po prostu nie odpowiedział.
Z wnętrza sypialni co chwilę słychać było skrzypienie, stukanie i szelesty, co wytrącało nas z równowagi. Na zmianę tłukliśmy w drzwi, lecz w końcu zrezygnowaliśmy. Usłyszeliśmy strzał i łomot.
- Idę po drugi klucz! - krzyknął Louis i zbiegł na dół. Nie było go zaledwie kilka minut.
Gdy wrócił, Effie niemal rzuciła się na niego, wydarła mu owy klucz z ręki i wsunęła go do dziurki, mamrocząc pod nosem, że ma złe przeczucia. Ręce trzęsły jej się tak, jak jeszcze nigdy dotąd. W końcu zamek uległ, a drzwi nieśmiało uchyliły się przed nami, ociągając się tak, jakby wcale nie chciały ukazywać nam tego, co działo się w środku. Spojrzeliśmy na siebie z nadzieją, że ktoś wykona pierwszy krok, ale wszyscy byli zbyt przerażeni. Najodważniejszy okazał się Harry, który mocno pchnął drzwi i wszedł, znacząc nam drogę, którą powinniśmy przemierzyć za nim, by udowodnić nasze bohaterstwo.
W kącie pokoju, obok wiekowego kredensu z jasnego drewna, leżało zakrwawione ciało owinięte białym niegdyś, lekarskim fartuchem, a przy nim spoczywał ulubiony pistolet Noela- ponad sześciocalowy Clament sprowadzany z Belgii na specjalne zamówienie, doskonale wyważony i przerabiany przez samego męża Janis Jones. Zaraz nad zwłokami, na ścianie, czarną kredką napisano: "Nie dałem rady zmierzyć się z Waszym gniewem. Nie uratowałem go. Jest w piwnicy. Przepraszam".
- Noel, co jest, stary? - spytał Wren, po omacku usiłując dojść do łóżka.
W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy. Nie byłam w stanie nawet odwrócić się i spojrzeć w twarz moim przyjaciołom. Teraz jest nas czwórka. To nie ma prawa się udać.
Biała kartka spoczywała na poduszce. Rozprostowałam ją w dłoniach, a koślawe litery, nabazgrane starannie, choć wyjątkowo niespokojnie, czarnym atramentem, zlewały się w niekształtne plamy pod wpływem moich łez, z których kilka upadło na papier.
Spojrzałam ostatni raz na puste łóżko i pomiętą pościel, z której mój przyjaciel został wyrwany jak niepasujący element układanki. W pokoju unosił się intensywny zapach jego perfum. Nikt nic nie mówił. Każdy z nas przeżywał ten moment w ciszy. Tak bardzo tragiczny, tak bardzo odległy. Nie pożegnaliśmy się. Wystarczyłoby tylko jedno spojrzenie, zetknięcie źrenic, może nieśmiały uśmiech albo jakaś historia. Tak, jakby w naszym życiu nigdy nie było czasu na tę rozmowę, zawsze niedokończoną, czasem nawet nie zaczętą, nie pomyślaną. Mieliśmy tak mało czasu.
Chodź, wyskoczymy spod prześcieradła i zrobimy namiot. Możemy jeść czekoladę albo wafelki z masą kajmakową i szeptać dziwne słowa od tyłu. Będziemy rysować sobie zwierzątka palcami na plecach i zgadywać. Rozpalimy ognisko, poskaczemy, a potem poopowiadamy historie o duchach, które nie są nawet straszne, ale przerażą nas tak, że będziemy bali się wyjść do toalety w nocy. Będzie dobrze, Noel.
Czułam, że nasza wspólna wskazówka nadal szeleści, prześlizgując się po ścianach, a potem cichnie bezpowrotnie. Ta cisza zabiła i mnie.
Zgięłam kartkę na pół i wcisnęłam ją sobie do tylnej kieszeni spodni. Wytarłam policzek, wzięłam głęboki oddech i po prostu wyszłam, mocno trzaskając za sobą drzwiami.
Byłam bezradna wobec wewnętrznej furii, która we mnie narastała. Uczucia, które mną targało, nie można nawet nazwać smutkiem.
Noel był najwspanialszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek stanął na ziemi. Choć pozornie wyprano go z resztek humanitarności, zawsze żył z honorem godnym średniowiecznego rycerza. Bycie jego przyjaciółką było dla mnie ogromnym zaszczytem i nagrodą, na którą sobie nie zasłużyłam.
Stanęłam na środku salonu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić i jak się zachować. Ból rozdzierał mnie od wewnątrz. Taki rodzaj bólu, którego nie czułam jeszcze nigdy wcześniej. Nie potrafię nawet go zdefiniować. Czułam się, jakby zamknięto mnie w lochu. Lochu bez ścian, bez zimna, bez łańcuchów do wiązania. Lochu znacznie gorszym od grobowego dołu.
Krzyknęłam, a krzyk przedarł się przez moje usta, raniąc każdy centymetr mojego ciała. Powinien pomóc, a tylko podwoił ból. Głucho osunęłam się na podłogę, zanosząc się płaczem.
Wyciągnęłam kartkę z kieszeni.
Rozpoznałam jego charakter pisma. Puste kropki nad "i", małe "a" dwa razy większe niż pozostałe małe litery, duże litery w miejscach, w których wcale nie powinno ich być.
"Kochani Przyjaciele,
nie chciałem Umierać na Waszych oczach, bo nie zniósłbym widoku smutku na Waszych Twarzach. Wiecie, że nienawidzę, kiedy Płaczecie.
Prawda jest taka, że mój Kres zbliża się nieubłaganie. Jestem słaby, ledwo trzymam ten cholerny Długopis. Swoją drogą, należał Kiedyś do Maxa Kreemer'a, pożyczyłem go w podstawówce, więc, jakbyście Go kiedyś widzieli, to możecie Mu oddać. Ja raczej nie zdążę.
Kocham Was, wiecie? Wiem, Że wiecie.
Kevin, znajdź sobie w końcu jakąś dziewczynę, bo To jest naprawdę kurewsko żenujące. Masz 24 lata! Myślałem, że będę Na Twoim ślubie, a wygląda na to, że jednak się przeliczyłem. Nieważne. Daję Ci rok na Założenie rodziny.
Wren, jak tam Oczy? Będzie dobrze, stary. Jestem Pewien, że bez nich Też możesz wyrywać laski. Tylko opanuj jakieś nowe sztuczki Karciane, bo GDZIE JEST AS naprawdę wszystkim Już się znudziło. Każdy wie, że as jest w Twoim rękawie, tylko udajemy.
Effie, jeżeli nadal masz Zamiar pieprzyć się ze Stylesem, błagam, Rób to tak, żebym nie musiał patrzeć na to z Góry. Wierzę, że wyglądacie Nieziemsko bez ubrań, ale nie Potrzebuję przekonywać się o Tym na własnej Skórze. Ah, no i mogłabyś Kupić sobie Nową maskarę, bo, tak między nami, ta od Max Factor trochę Ci się rozmazuje.
Bree, Tomlinson leci na Ciebie, jak szczerbaty na Suchary. I nie, nie Nawiązuję właśnie do Twoich słabych żartów, choć, uwierz, Mogłabyś nad nimi popracować. Będę obserwował Postępy i kopał Cię w dupę za każdym Razem, kiedy nie Uda Ci się mnie rozbawić. A przez ten cukier z kawą nabawisz się Cukrzycy. I na co Ci to?
Styles, Tomlinson, jesteście beznadziejnymi Skurwielami, ale co Wam poradzę, skoro i tak zdołałem Was polubić? Nie skrzywdźcie moich Pięknych dam, bo, Zapewniam Was, dołączycie do mnie szybciej, niż Zdołacie o tym pomyśleć.
Allie, pozdrowię Franka i opowiem mu o tym, że spodziewasz się Dziecka. Przypuszczam, że już o Tym wie, ale i tak Miło mu będzie usłyszeć potwierdzenie.
Trzymajcie się, Kochani! Zawsze będę z Wami i jeżeli tylko istnieje jakieś Życie pozagrobowe, a moja Kara za te drobne Grzeszki, których się dopuściłem, nie Będzie zbyt surowa, spodziewajcie się Mnie w Każdą niedzielę na obiedzie. Lubię zapiekanki ziemniaczane- tak Tylko sugeruję.
A jak tam z góry Zobaczę, że po mnie płaczecie, To też będę płakał i Będziecie wiecznie mieli Deszcz. Trochę bez sensu, Co?
Odwiedzajcie mnie Czasem na cmentarzu, bo tam Pod ziemią jest chyba Zimno, a to bez Sensu.
Kocham Was bardzo mocno! Pozdrówcie Janis i Bruce'a. I Travisa, jak go w końcu wyciągniecie z tego pudła. Jesteście Podłymi szczurami! Wszyscy!
Trudno, i tak Was Kocham!
PS. Pochowajcie mnie, proszę, na Brzuchu, żeby mnie Wszyscy mogli w dupę pocałować."
Łzy lały się po moich policzkach jak wodospad, którego nie chciałam zatrzymywać. Zatonęłam w nim całkiem i przykro mi, ale nie potrafiłam wypłynąć na powierzchnię. Dławiłam się własnym płaczem.
Usłyszałam kroki za moimi plecami. Krok na jeden, krok na dwa, przerwa na trzy, krok na cztery. Usiadł obok mnie na podłodze, a ja spojrzałam mu głęboko w oczy. Malował się w nich smutek, który usiłował przykryć spokojem i opanowaniem. Prawie mnie nabrał.
Przysunął się do mnie i oplótł mnie swoimi silnymi ramionami.
- Płacz, Lennon - mruknął. - Za nas oboje.
Od Autorek:
Witajcie!
Bardzo przepraszamy, że rozdział pojawił się dziś, a nie w piątek, jednak miałyśmy dużo na głowie. Ostatnio jesteśmy trochę nieterminowe, ale mamy nadzieję, że Nam wybaczycie.
Co sądzicie o rozdziale? Czy wzbudził w Was jakieś emocje? Pewnie tak, umarł Noel. My strasznie się do niego przywiązałyśmy, inicjując jego śmierć, uroniłyśmy niejedną łzę. A Wy?
Dwie ważne rzeczy.
Zostałyśmy nominowane na bloga miesiąca, za co bardzo dziękujemy. Możecie głosować na nas, cóż, trzymamy za siebie kciuki :)
Kolejną rzeczą jest fakt, iż zauważyłyśmy, że dzięki wymaganiom odnośnie komentarzy, które wprowadziłyśmy, komentarzy rzeczywiście pojawia się więcej, tak więc limit pozostaje jeszcze przez jakiś czas.
Jeszcze tylko dwa rozdziały pierwszej części City Of The Fallen! Jesteście podekscytowani?!
Liczymy na Wasze opinie oraz wsparcie w dalszym tworzeniu bloga.
Miłego tygodnia!
Z perspektywy Bree.
Winylowa płyta w gramofonie nadal kręciła się, zacinając co chwilę, choć Chopinowy Nokturn Es-dur już dawno przestał rozbrzmiewać. W pokoju paliła się tylko jedna lampka, a my, zanurzeni w mroku i ciszy, analizowaliśmy ostatnie wydarzenia, których świadkami byliśmy. Właściwie wszystko było dość proste, jednak potrzebowaliśmy sporej ilości czasu do rozprawienia się z ciemnotą naszych umysłów. W mojej głowie rodziły się najczarniejsze scenariusze, a wpatrujący się we mnie intensywnie i śmiejący nieco zbyt głośno Louis wcale ich nie rozjaśniał.
Mój stosunek do niego nie zmienił się w żaden sposób odkąd drogą dość powierzchowną, wręcz nieco pretensjonalną, wyznał mi miłość. Nadal jest dla mnie tylko przyjacielem, z którym naprawdę lubię rozmawiać, a jeżeli on ma co do mnie bardziej wybujałe ambicje, cóż, prawdopodobnie mocno się zawiedzie, ponieważ nie zamierzam się angażować w sztucznie wyidealizowaną miłość.
Usłyszeliśmy głośny huk, dochodzący z pokoju Noela i jak jeden mąż zerwaliśmy się z miejsc. Pobiegliśmy na górę, tupiąc na schodach i powodując tym samym hałas tak głośny, jakiego ściany naszego domu nie słyszały jeszcze nigdy. Wren kilka razy potknął się, ale dzielnie udawał, że nic mu nie jest i zaraz wszystko się ułoży. Drzwi zamknęły się przed nami, a Cochonnet zniknął za nimi, przekręcając klucz w zamku, by uniemożliwić nam wejście do środka. Był bardziej zgarbiony niż zwykle, przez co wyglądał na góra metr sześćdziesiąt, a na jego twarzy, która mignęła nam przed oczami przez ułamek sekundy, malował się wyraźny smutek.
Harry zacisnął dłoń w pięść i trzykrotnie uderzył w drzwi.
- Noel musi wypoczywać - pisnął lekarz zza drzwi głosem tak nienaturalnym, że nie mieliśmy prawa uwierzyć w żadne wypowiedziane przez niego słowo. - Zostawcie go na razie w spokoju.
- Otwieraj! - krzyknęła Effie, będąca już na skraju wytrzymania.
- To dla jego dobra - zaskrzypiał mężczyzna, nie spełniwszy jej prośby.
- To nasz jebany dom! - wrzasnął Kevin, waląc otwartą dłonią w drewnianą powierzchnię. Nie miał wystarczającej siły, by stać, nie mówiąc już o jakichkolwiek agresywnych zachowaniach, więc nietrudno wyobrazić sobie, jak przetoczył się po ścianie i upadł na podłogę. Szybko jednak podniósł się, oparł o balustradę przy schodach i wydął usta w dziwnym grymasie.
- Noel, jak się czujesz? - spytałam na tyle głośno, by chłopak mógł mnie usłyszeć.
Nie usłyszał. Lub po prostu nie odpowiedział.
Z wnętrza sypialni co chwilę słychać było skrzypienie, stukanie i szelesty, co wytrącało nas z równowagi. Na zmianę tłukliśmy w drzwi, lecz w końcu zrezygnowaliśmy. Usłyszeliśmy strzał i łomot.
- Idę po drugi klucz! - krzyknął Louis i zbiegł na dół. Nie było go zaledwie kilka minut.
Gdy wrócił, Effie niemal rzuciła się na niego, wydarła mu owy klucz z ręki i wsunęła go do dziurki, mamrocząc pod nosem, że ma złe przeczucia. Ręce trzęsły jej się tak, jak jeszcze nigdy dotąd. W końcu zamek uległ, a drzwi nieśmiało uchyliły się przed nami, ociągając się tak, jakby wcale nie chciały ukazywać nam tego, co działo się w środku. Spojrzeliśmy na siebie z nadzieją, że ktoś wykona pierwszy krok, ale wszyscy byli zbyt przerażeni. Najodważniejszy okazał się Harry, który mocno pchnął drzwi i wszedł, znacząc nam drogę, którą powinniśmy przemierzyć za nim, by udowodnić nasze bohaterstwo.
W kącie pokoju, obok wiekowego kredensu z jasnego drewna, leżało zakrwawione ciało owinięte białym niegdyś, lekarskim fartuchem, a przy nim spoczywał ulubiony pistolet Noela- ponad sześciocalowy Clament sprowadzany z Belgii na specjalne zamówienie, doskonale wyważony i przerabiany przez samego męża Janis Jones. Zaraz nad zwłokami, na ścianie, czarną kredką napisano: "Nie dałem rady zmierzyć się z Waszym gniewem. Nie uratowałem go. Jest w piwnicy. Przepraszam".
- Noel, co jest, stary? - spytał Wren, po omacku usiłując dojść do łóżka.
W moich oczach zaczęły gromadzić się łzy. Nie byłam w stanie nawet odwrócić się i spojrzeć w twarz moim przyjaciołom. Teraz jest nas czwórka. To nie ma prawa się udać.
Biała kartka spoczywała na poduszce. Rozprostowałam ją w dłoniach, a koślawe litery, nabazgrane starannie, choć wyjątkowo niespokojnie, czarnym atramentem, zlewały się w niekształtne plamy pod wpływem moich łez, z których kilka upadło na papier.
Spojrzałam ostatni raz na puste łóżko i pomiętą pościel, z której mój przyjaciel został wyrwany jak niepasujący element układanki. W pokoju unosił się intensywny zapach jego perfum. Nikt nic nie mówił. Każdy z nas przeżywał ten moment w ciszy. Tak bardzo tragiczny, tak bardzo odległy. Nie pożegnaliśmy się. Wystarczyłoby tylko jedno spojrzenie, zetknięcie źrenic, może nieśmiały uśmiech albo jakaś historia. Tak, jakby w naszym życiu nigdy nie było czasu na tę rozmowę, zawsze niedokończoną, czasem nawet nie zaczętą, nie pomyślaną. Mieliśmy tak mało czasu.
Chodź, wyskoczymy spod prześcieradła i zrobimy namiot. Możemy jeść czekoladę albo wafelki z masą kajmakową i szeptać dziwne słowa od tyłu. Będziemy rysować sobie zwierzątka palcami na plecach i zgadywać. Rozpalimy ognisko, poskaczemy, a potem poopowiadamy historie o duchach, które nie są nawet straszne, ale przerażą nas tak, że będziemy bali się wyjść do toalety w nocy. Będzie dobrze, Noel.
Czułam, że nasza wspólna wskazówka nadal szeleści, prześlizgując się po ścianach, a potem cichnie bezpowrotnie. Ta cisza zabiła i mnie.
Zgięłam kartkę na pół i wcisnęłam ją sobie do tylnej kieszeni spodni. Wytarłam policzek, wzięłam głęboki oddech i po prostu wyszłam, mocno trzaskając za sobą drzwiami.
Byłam bezradna wobec wewnętrznej furii, która we mnie narastała. Uczucia, które mną targało, nie można nawet nazwać smutkiem.
Noel był najwspanialszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek stanął na ziemi. Choć pozornie wyprano go z resztek humanitarności, zawsze żył z honorem godnym średniowiecznego rycerza. Bycie jego przyjaciółką było dla mnie ogromnym zaszczytem i nagrodą, na którą sobie nie zasłużyłam.
Stanęłam na środku salonu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić i jak się zachować. Ból rozdzierał mnie od wewnątrz. Taki rodzaj bólu, którego nie czułam jeszcze nigdy wcześniej. Nie potrafię nawet go zdefiniować. Czułam się, jakby zamknięto mnie w lochu. Lochu bez ścian, bez zimna, bez łańcuchów do wiązania. Lochu znacznie gorszym od grobowego dołu.
Krzyknęłam, a krzyk przedarł się przez moje usta, raniąc każdy centymetr mojego ciała. Powinien pomóc, a tylko podwoił ból. Głucho osunęłam się na podłogę, zanosząc się płaczem.
Wyciągnęłam kartkę z kieszeni.
Rozpoznałam jego charakter pisma. Puste kropki nad "i", małe "a" dwa razy większe niż pozostałe małe litery, duże litery w miejscach, w których wcale nie powinno ich być.
"Kochani Przyjaciele,
nie chciałem Umierać na Waszych oczach, bo nie zniósłbym widoku smutku na Waszych Twarzach. Wiecie, że nienawidzę, kiedy Płaczecie.
Prawda jest taka, że mój Kres zbliża się nieubłaganie. Jestem słaby, ledwo trzymam ten cholerny Długopis. Swoją drogą, należał Kiedyś do Maxa Kreemer'a, pożyczyłem go w podstawówce, więc, jakbyście Go kiedyś widzieli, to możecie Mu oddać. Ja raczej nie zdążę.
Kocham Was, wiecie? Wiem, Że wiecie.
Kevin, znajdź sobie w końcu jakąś dziewczynę, bo To jest naprawdę kurewsko żenujące. Masz 24 lata! Myślałem, że będę Na Twoim ślubie, a wygląda na to, że jednak się przeliczyłem. Nieważne. Daję Ci rok na Założenie rodziny.
Wren, jak tam Oczy? Będzie dobrze, stary. Jestem Pewien, że bez nich Też możesz wyrywać laski. Tylko opanuj jakieś nowe sztuczki Karciane, bo GDZIE JEST AS naprawdę wszystkim Już się znudziło. Każdy wie, że as jest w Twoim rękawie, tylko udajemy.
Effie, jeżeli nadal masz Zamiar pieprzyć się ze Stylesem, błagam, Rób to tak, żebym nie musiał patrzeć na to z Góry. Wierzę, że wyglądacie Nieziemsko bez ubrań, ale nie Potrzebuję przekonywać się o Tym na własnej Skórze. Ah, no i mogłabyś Kupić sobie Nową maskarę, bo, tak między nami, ta od Max Factor trochę Ci się rozmazuje.
Bree, Tomlinson leci na Ciebie, jak szczerbaty na Suchary. I nie, nie Nawiązuję właśnie do Twoich słabych żartów, choć, uwierz, Mogłabyś nad nimi popracować. Będę obserwował Postępy i kopał Cię w dupę za każdym Razem, kiedy nie Uda Ci się mnie rozbawić. A przez ten cukier z kawą nabawisz się Cukrzycy. I na co Ci to?
Styles, Tomlinson, jesteście beznadziejnymi Skurwielami, ale co Wam poradzę, skoro i tak zdołałem Was polubić? Nie skrzywdźcie moich Pięknych dam, bo, Zapewniam Was, dołączycie do mnie szybciej, niż Zdołacie o tym pomyśleć.
Allie, pozdrowię Franka i opowiem mu o tym, że spodziewasz się Dziecka. Przypuszczam, że już o Tym wie, ale i tak Miło mu będzie usłyszeć potwierdzenie.
Trzymajcie się, Kochani! Zawsze będę z Wami i jeżeli tylko istnieje jakieś Życie pozagrobowe, a moja Kara za te drobne Grzeszki, których się dopuściłem, nie Będzie zbyt surowa, spodziewajcie się Mnie w Każdą niedzielę na obiedzie. Lubię zapiekanki ziemniaczane- tak Tylko sugeruję.
A jak tam z góry Zobaczę, że po mnie płaczecie, To też będę płakał i Będziecie wiecznie mieli Deszcz. Trochę bez sensu, Co?
Odwiedzajcie mnie Czasem na cmentarzu, bo tam Pod ziemią jest chyba Zimno, a to bez Sensu.
Kocham Was bardzo mocno! Pozdrówcie Janis i Bruce'a. I Travisa, jak go w końcu wyciągniecie z tego pudła. Jesteście Podłymi szczurami! Wszyscy!
Trudno, i tak Was Kocham!
PS. Pochowajcie mnie, proszę, na Brzuchu, żeby mnie Wszyscy mogli w dupę pocałować."
Łzy lały się po moich policzkach jak wodospad, którego nie chciałam zatrzymywać. Zatonęłam w nim całkiem i przykro mi, ale nie potrafiłam wypłynąć na powierzchnię. Dławiłam się własnym płaczem.
Usłyszałam kroki za moimi plecami. Krok na jeden, krok na dwa, przerwa na trzy, krok na cztery. Usiadł obok mnie na podłodze, a ja spojrzałam mu głęboko w oczy. Malował się w nich smutek, który usiłował przykryć spokojem i opanowaniem. Prawie mnie nabrał.
Przysunął się do mnie i oplótł mnie swoimi silnymi ramionami.
- Płacz, Lennon - mruknął. - Za nas oboje.
Od Autorek:
Witajcie!
Bardzo przepraszamy, że rozdział pojawił się dziś, a nie w piątek, jednak miałyśmy dużo na głowie. Ostatnio jesteśmy trochę nieterminowe, ale mamy nadzieję, że Nam wybaczycie.
Co sądzicie o rozdziale? Czy wzbudził w Was jakieś emocje? Pewnie tak, umarł Noel. My strasznie się do niego przywiązałyśmy, inicjując jego śmierć, uroniłyśmy niejedną łzę. A Wy?
Dwie ważne rzeczy.
Zostałyśmy nominowane na bloga miesiąca, za co bardzo dziękujemy. Możecie głosować na nas, cóż, trzymamy za siebie kciuki :)
Kolejną rzeczą jest fakt, iż zauważyłyśmy, że dzięki wymaganiom odnośnie komentarzy, które wprowadziłyśmy, komentarzy rzeczywiście pojawia się więcej, tak więc limit pozostaje jeszcze przez jakiś czas.
Jeszcze tylko dwa rozdziały pierwszej części City Of The Fallen! Jesteście podekscytowani?!
Liczymy na Wasze opinie oraz wsparcie w dalszym tworzeniu bloga.
Miłego tygodnia!
ha! yes bitchies! pierwsza! pozdrawiam wszystkich :D rozdził genialny!!! <3 :***
OdpowiedzUsuńDawno już nie płakałam czytając jakiegoś bloga, lecz tu... List był piękny... Dziękuję że to piszecie.
OdpowiedzUsuńTo było tak cholernie wzruszające,serio.
OdpowiedzUsuńPiękne pożegnanie w liście.
Karma to suka.
Pozdrawiam was dziewczyny
Oh przyznam że trochę się rozpisze więc z góry przepraszam :D
OdpowiedzUsuńWasz blog znalazłam niedawno i na początku byłam sceptycznie do niego nastawiona, lecz kiedy przeczytałam pierwszy rozdział nie mogłam się oderwać, czytałam jak opętana przeżywając każde słowo. Musze przyznać że przeszłam przez mnóstwo blogów/opowiadań i tylko niewiele było takich które naprawdę mnie zaciekawiły i sprawiały że nie mogłam się oderwać, i z przyjemnością muszę was poinformować że ten blog zaliczył się do tego jakże małego grona. Ogółem to opowiadanie jest fantastyczne, bohaterowie bardzo przymyślani tak jak historia. Mam oczywiście pewne uwagi ale to pewnie jak każdy chyba najważniejszą jest to że już od wielu rozdziałów oni się nie dają rady wyjść z tej otchłani smutku wszytsko im się wali więc czekam na jakiś zwrot akcji. Nie miejcie mi tego za złe, bo ogólnie blog jest chyba jednym z najlepszych jakie czytałam. O no i jeśli chodzi o Effie+Harry --> Świetna relacja cieszę się że już wyszło się kochają <3 a Bree+Louis --> Ta relacja podoba mi się jeszcze bardziej i dlatego chcę jej znacznie WIĘCEJ! Oczywiście to tylko moje sugestie itd. to Wy piszecie opowiadanie i cokolwiek zrobicie będzie z pewnośćią świetne bo zakochałam się w stylu pisania!
Co do rozdziału to płakałam nad nim strasznie chodź czułam że Noel umrze to nie sądziłam że aż tak to zaboli. Liczę że odpowiednio go pomszczą i że to będzie zemsta dokonana głównie przez nasze dziewczyny! O i mam nadzieję że Wren wydobrzeje bo jeśli on się nie podźwignie to nie wiem jak to zniosę!
Więc na koniec: życzę weny! Pisze tak dalej! Nie mogę już doczekać się kolejnego rozdziału aczkolwiek z tego co widzę to dodajecie je mniej więcej co tydzień więc z niecierpliwieniem czekam do soboty/niedzieli! Oby był dłuuugi <3
Kocham Was!
-K
P.S. Podpisuję się literką "K" żebyście wiedziały że komentarze które się będą pojawiać są od jednej osoby :)
Matko tylko nie Noel!!!!! Wciaż czuję łzy pod powiekami!
OdpowiedzUsuńZ niecierlpiwością czekam na nexta <3
Szkoda Noela.. Chociaż czy to nie było do przewidzenia.. Szkoda mi trochę bo z tego wszystkiego robi się trochę za dużo krwawej jatki.. Jeżeli wiecie o co chodzi.. Zabijacie większosć bohaterów. Co prawda drugoplanowych, no ale.. Macie zamiar dojsć do takiej sytuacji gdzie zostanie tylko czwórka głównych bohaterów? Nie mogę się doczekać następnego
OdpowiedzUsuńNajlepszyyy no wow *______* ❤
OdpowiedzUsuńBoskie :* Czekam na next! :D
OdpowiedzUsuń@Shoniaczek
Jedna z najlepszych historii jakie kiedykolwiek czytałam. Pozdrawiam i życzę dużo weny. <3
OdpowiedzUsuńBrak słów. Rycze! :'( :'( :'( nie pozwolim wam go uśmiercić! =( nie złożyłyście nawet wniosku o pozwolenie! XD ale tak na poważnie, dlaczego on??? :'(
OdpowiedzUsuńSpokojnie, Andrzeju, bez nerwów xD
UsuńJa ci dam Andrzeja suko xD ;*** <3 <3 <3 a jak Ty się bulwersowałaś na naszym kutasie? Hmmm? XD hahahah xD jak to brzmi xD hahahaha xD KC <3
Usuńjakim kutasie???? Suko nie w miejscu publicznym! xD <3
UsuńWow ;s Tego się nie spodziewałam xd Kurcze xd List Noel'a był swietnt, ale i tak zrobiło mi się smutno xs Czekam na na nexta. Życzę weny c;
OdpowiedzUsuńRozryczałam się jak małe dziecko. Ten list jest tak piękny, że nie potrafię go opisać. Noel nawet żegnając się miał dobry humor. Nie wierzę że go z nimi już nie ma. Przepraszam że się tak rospisałam ale nie mogłam inaczej. Życzę weny *.*
OdpowiedzUsuńDzisuaj zaczęłam czytać tego bloga i go pokochałam *-* czekam nn
OdpowiedzUsuńPS. Czemu Noel???
Boshe rycze nie oddycham. Macie talent ja niemoge xd /Kolorowa <3
OdpowiedzUsuńHej girls!
OdpowiedzUsuńTo znowu ja, teraz już na pewno się ode mnie nie uwolnicie, bo ostatnio (jak to już pisałam pod ostatnim rozdziałem), nieco was olałam. No i nawet teraz chcę was jeszcze raz przeprosić, haha! Dobra, a teraz to ja wam skopie tyłki. Jak mogłyście mi mojego kochanego Noela zabić, co?:c Ja się pytam, jak mogłyście? No i co teraz będzie z Adolfem?! Jezuuuu, jego list był najlepszy. Końcówka tego listu, to mój ulubiony fragment w tym rozdziale. Ale serio, płaczę tutaj. Będzie mi brakować, bo kurcze, lubiłam strasznie gościa. Jedna z moich ulubionych postaci. W ogóle mam jednak nadzieję, że Wren nie kłamie z tymi oczami. No loool, on ma widzieć. No i kurde, może by ich coś dobrego w końcu spotkało? Tyle nieszczęść :c Rozdział świetny, serio. Jak zresztą zawsze. Pozdrawiam i czekam na next, Weronika:*
jprdl... genialne! rycze :'(
OdpowiedzUsuńkomentujemy,kochani, komentujemy xD ale rozdział świetny <3 popłakałam się :"(
OdpowiedzUsuńŚwietne sa wszystkie rozdzialy.! Nie moge sie doczekac nastepnych ! Mam nadzieje ze zeswatacie ich wszystkich ze sobą :3 /Candy .
OdpowiedzUsuń;c
OdpowiedzUsuńGenialne:) Nie mam słów........
OdpowiedzUsuńczy zamierzasz napisać książke? świetne
OdpowiedzUsuńHej chciałam cię poinformować, że twój blog został nominowany do Liebster Awards. Więcej informacji na: http://imagioonedirection5secondsofsummer.blogspot.com/2014/11/libster-award.html
OdpowiedzUsuńKocham tego bloga!! <3 Rozdział genialny chodź strasznie smutny ;C Chcę więcej Bree i Louisa <3
OdpowiedzUsuńPłacze...
OdpowiedzUsuńJEST PIEPRZONY LIMIT! PODZIELE TO NA CZĘŚCI!
OdpowiedzUsuńProszę się nie dziwić. Spierdoliłam komentowanie na tym blogu teraz wracam z przeprosinami. Tak czy owak napisałam wam zaległości i cholera sama nie wiem co dokładnie tu przeczytacie, jestem tak skołowana. Właśnie skończyłam pisać na 10 stron pracę kontrolną i wszędzie widzę gałki oczne, chyba do końca zryłam sobie banie. Wiec, przepraszam jeśli coś będzie nie czytelne. Wracając do rozdziału 16, yea skomentuję wszystko. Dobra nie wiem czy to wyjdzie to komentowanie, ale przez wszystkie rozdziały tak bardzo było mi szkoda, Noel’a , aż cierpiałam razem z nim. Czekałam zawsze liczyłam, że tym razem przeczytam, że jego stan jest lepszy i znów wróci do nas i będzie sprawił, ze to opowiadanie jest jeszcze lepsze chociaż nie wiem czy już może być. Iiiiiii czytam ostatni rozdział, a tooo…. Płakałam przy tym i pisząc to, też mam łzy bo cholera, czytając waszego bloga czytając o waszych bohaterów nie da się ich nie pokochać. I wyobrażać sobie takich ludzi jak oni wszyscy mieć przy sobie. Ja pierdole, wtedy smutek i cierpienie może się jebać. Nigdy nie zrozumiem czemu zabraliście nam tak pięknego człowieka. Złe dziewuchy I co kurwa z Travisem? Ja pierdole co? To jakiś sposób na chronienie go? Zmuszacie mnie do myślenia, a z tym są nie małe kłopoty.
‘ - Chcesz poznać sekret?
Skinęłam głową, bowiem byłam zbyt oszołomiona, aby coś z siebie wydusić. Przełknęłam głośno ślinę, widząc jak pomału oblizał usta, po czym rzekł:
- Będę królem, gdy ta cała szopka się skończy, a ty będziesz królową. ‘
Czy ja wspomniałam o tym jak bardzo ich kocham? Nie, to KURWA KOCHAM! YEA przez was nabawiłam się takiej miłość do bohaterów, że to aż nie zdrowe.
I bam zaczynam sobie czytać rozdział 17 i i i i i i i i widzę tu seksowne propozycję, które już mi tyrają banie , a moja wyobraźnia działa na największych obrotach i
‘- Bree, chcę, żebyś wiedziała tylko, że mam cholerną ochotę cię pocałować - mruknął w końcu w przestrzeń. ‘
No to kurw Louis ją pocałuj! Byłam to gotowa wykrzyczeć i jak czytałam dalej to byłam w siódmym niebie i to było wspaniałe uczucie. Ogarnęłam swoje dalsze wyobraźnia i dochodzę do tego
‘- Chyba cię kocham - mruknął, po czym wstał z miejsca i wyszedł z pokoju. Nie wiem, gdzie, nie wiem, po co. Nieważne. ‘
UMARŁAM! I za to was uwielbiam. Nie spodziewałam się tego. Ba nie spodziewałam się przeczytać te słowa w tak szybkim czasie i od tego wiecznie ‘ nie przyjmuję się ‘ Louisa! Okej po prostu przestałam podążać za tym człowiekiem, bo on taki tajemnicy i czytając jego wyzwanie, miałam wrażenie że pozwolił pęknąć swojej ścianie, którą zbudował by nigdy nie pokazać swoich uczuć. I KURWA SIĘ CIESZĘ! Lubię przeklinać i lubię pisać dużymi literami, ale jak piszę nimi cały czas to mi się w oczach mieni. Tego już nie lubię. Taaa, na czym skończyłam?
DALEJ.....
‘ Poderwałyśmy się z miejsca i pobiegłyśmy do salonu. Przy wejściu stał Matt, trzymając zakrwawionego Wrena pod rękę. Chłopak ledwo trzymał się na nogach. Jego koszula była przesiąknięta czerwienią, a przez jego oczy przewiązano ciasno czarny szal.
OdpowiedzUsuń- Stracił wzrok. ‘
CO KURWA? ZNOWU UMARŁAM I WSTAŁAM BY POJECHAĆ DO WAS I SKOPAĆ WAM DUPY W ZŁE DZIEWUCHY! NO NIE…… MAMO!
Załamaliście mnie, wpadłam w totalną depreche i nie podoba mi się to ;c moje kochane biedactwo nie widzi. DZIEWUCHY KOCHANE MAM NADZIEJĘ, ŻE TO CHWILOWE BO SERIO, NO SERIO MÓŻG MI ROZJEBALIŚCIE I CZUJĘ TAKI SMUTEK JAKBYM TO JA STRACIŁA WZROK. NIECH ZACZNIE WIDZIEĆ, BŁAGAAAAAM! < MAMO POWIEDZ IM COŚ >
‘- A ty masz dla kogo walczyć, Effie?
Jej pytanie zbiło mnie z tropu. Nie znałam na nie odpowiedzi i to wprawiło mnie w dziwną melancholię. Chyba miałam dla kogo walczyć, prawda? Byli tata, Bree, Wren, Noel, Kevin, Janis... Harry. Jednak czy na pewno miałam po co walczyć? Jak długo by mnie opłakiwali zanim wróciliby do codziennej rutyny? Tydzień czy może mniej? ‘
I to mnie ruszyło, cholernie ruszyły mnie te słowa. Są dla mnie takie wyjątkowe, aż dają tyle do myślenia i tyle smutków. Po prostu są piękne, mistrzu <3
‘ - Kocham Cię, Effie. Jestem totalnie i chorobliwie w tobie zakochany. ‘
UMARŁAM! Kiedyś pójdzie do więźnia ze wszystkie moje śmierci. Kurwa wszystkie zawały serce! Ale jakież to piękne zawały.
‘ - Bądź moim niebem, Harry. ‘
AAAAAAAAAAAA! KURWA JAK TO KOCHAM! TO JEST TAKIE PIĘKNE, TAK W CHUJ UROCZE, TAAAAAAAAK BARDZOOO KOCHAAAAM<3
I dochodzimy do ostatniego rozdziału i mam wielką pieprzoną nadzieję, że w blogerze nie ma limitów bo kurwa ich rozpierdole, lalallala xd
‘ - Dziękuję Ci.
- Za co? - zdziwił się.
- Za prowadzenie mnie w ciemności. ‘
AAAAAAAAAAAAWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW ! EHHHHHHHHHHHHHH SŁODKOOOO, TAK CUDOWNIE, TAK PIĘKNIE!
‘.
- Witajcie, drogie panie - uśmiechnął się szarmancko.
- Jest dopiero ósma rano, a ty już jesteś pijany - skrzywiła się Bree.
- Aż ósma, powinienem o szóstej już być w takim stanie. Na zdrowie . ‘
NA ZDROWIE PIĘKNY CODUOWNY MÓJ MISTRZU <3 YEP, KOCHAM GO!
I w tym momencie powinniście zobaczyć moją poważną i zastraszającą minę gdy przeczytałam fragment z Wrenem, nadal czekam i czekam bardzo cierpliwie czekam ten czas, który jest cudownym sprzymierzeniec, moja drogie. < nadal poważna mina > .
I nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie ! Pisałam już wam o tym jak cholernie kocham Noel ‘ a. nieeeee ;c zwracać mi go złe dziewuchy! < chyba mam przez was depresje ;c ;c ;c ;c ;c >
I ten tak piękny, tak smutny list przez który ryczę! Jeszcze bardziej go kocham za te słowa! A was już nie złe dziewuchy, yep to będzie wiecznie udawana złość na was , ale złość, pamiętajcie!
I na sam piękny koniec drugiej strony w wordzie chciałam wam powiedzieć, znowu, że przepraszam, ze nie byłam obecna na waszym blogu choć czytałam od razu po dodaniu rozdziały miałam wielką zawieche nawet w komentowaniu i przepraszam za to. Ale wróciłam! Zauważaliście już to nie ? Jakbym napisała połowę rozdziału. Wena wróciła aż za bardzo. I chce powiedzieć, że nawet jeśli mnie tu nie było nigdy nie zapomniałam tym bardziej nie przestałam kochać tego bloga! Bo nigdy nie przestanę i już zawsze postaram się z wami być pod każdym rozdziałem i ryć wam banie moimi głupimi komentarzami. ;d
Caaaałujeeee :*
Ps. Sorki za błędy, ale nie chce mi się tego czytać od nowa ;d
Piękny <3
OdpowiedzUsuńBoże tak mnie wciągnęło to opowiadanie że nie mogłam przerwać go czytać , 2 godz. Bez przerw . Płakałam razem z Bree czekam z niecierpliwością na next ~cleo
OdpowiedzUsuńBoski !!! <3
OdpowiedzUsuńRyczę
Czekam na next'a
DO JASNEGO CIASNEGO GROMU Z NIEBA ! ( ha tym razem bez przekleństw )
OdpowiedzUsuńMinęło już 6 DNI. Tak 6 PIEPRZONYCH DNI i rozdziału nie ma .
Ja się pytam jak tak można -.-
No ale nie mogę się na was gniewać, bo ten rozdział jest jednym słowem ZAJEBISTY !
Wielki talent, umiejętność pisania, zajebiste rozdziały ... BOŻE czego więcej chcieć ?! Rozdział ma być jutro, bo wpierdol . No ale "jest nutella,to po co się łamać"
No jakby nie było nutelli to strach się bać o.o
Na koniec pozdrawiam i życzę DUUUUUUUUUUŻO weny :D
Papatki
PS: sorki, że odbiegam od tematu i jest to napisane tak, że nijak ALE nażarłam się skittlesów :)
-Marchewka ^.^
Dlaczego Noel? :'( teraz przez was płacze ;( Bree ma być z Louisem czy jej się to podoba czy nie ! :D Dajcie już rozdział,jest ponad 30 komentarzy Wasze ff bardzo bardzo mi się podoba choć na prawdę jest smutne...nienawidze tych Smoków najchętniej to bym się sama nimi zajęła ta Franka,Noela i wg za wszystko co zrobili w tym mieście ;d Także czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xx
:'( :'(
OdpowiedzUsuńTo już 35 komentarz, a rozdziału nie ma -.-
OdpowiedzUsuńJa głosuje, wyczekuje i wiesz co, dzisiaj już 73 RAZY sprawdziłam czy nie dodałaś rozdziału. I wiesz co ?!
NIE BYŁO GO TAM -.-
Do jutra rozdział ma być
KPW ?
Mam nadzieje
Pozdrawiam PAPA
Noel :( Ja pierdziele. Dawaj nexta szybko, szybciutko <333333
OdpowiedzUsuńZapraszam:
http://you-are-only-mine-fanfiction.blogspot.com/
Doprawdy piękne ...
OdpowiedzUsuńRozdział jest niesamowity. Nie wierze, że uśmierciłyście Noela :( choc musze przyznac, że jego list mnie troche rozbawił. Mam nadzisje, że wszystko jakos pójdzie i nie wyobrazam sobie, by nasi bohaterowie dalej przegrywali ze Smokami. Takze drogie panie i panowie, spinać tyłki i odzyskać miasto proszę. Chociażby dla Noela i dla Franka.
OdpowiedzUsuńCzy to dziwne, że mimo takiego dystansu, jaki towarzyszy relacji Bree-Louis mam wrazenie, że coraz bardziej Bree sie do nIego przekonuje? Byloby fajnie. Bo relacja Harry-Effie mi nie wystarcza.
Wiem, ze dlugo nie komentowalam, wybaczcie, ale szkoła ssie. A i ten komentarz hroczy nie jest.
Wiedzcis ze was kocham ❤
Ja się pytam gdzie jest rozdział ?!?!?!?!?!
OdpowiedzUsuńSprawdzałam już 193 RAZY i wiesz co ?!
NIE BYŁO GO TAM -.-
Kiedy go dodasz ?
Mam nadzieje, że szybko
Pozdrowienia
-Marchewka ^.^
Wow super <3
OdpowiedzUsuńZapraszam -> http://prettylittleliarspolan.blogspot.com/