piątek, 18 lipca 2014

Rozdział Czwarty


Z perspektywy Bree.

Widziałam jedynie ciemność, czułam jedynie ból. Wszechobecna ciemność i paraliżujący ból - to właśnie mnie definiowało.
Zmusiłam się do otwarcia oczu, lecz obie powieki opadały, jakby przyczepiono do nich potężne bloki cementu. No dalej, Bree, wiem, że potrafisz! Przez długie, gęste zasłony moich czarnych rzęs dostrzegłam śnieżnobiały sufit. Z trudem obróciłam się na bok. Leżałam w moim łóżku, w mojej sypialni, w moim domu. Nie potrzebowałam niczego więcej, aby poczuć się lepiej.
W drugim pokoju grał telewizor, czasem przestawał, a czasem włączał się na nowo. Każdy z nas inaczej radził sobie ze stresem, a wyżywanie się na pilocie było niezawodnym sposobem Wrena. Odzywał się też zegar, a ja próbowałam liczyć uderzenia, lecz szybko straciłam rachubę.
Drzwi mojego pokoju otworzyły się, a po chwili przy moim łóżku stanęła nasza lekarka, Janis Jones. Nie mogliśmy pozwolić sobie na czerpanie usług w publicznych służbach pomocy medycznej, gdyż byłoby to równoznaczne z samobójstwem. Klinika w Doncaster prosperowała fatalnie i pełniła raczej funkcję tutejszej umieralni, a wielkomiejskie szpitale prawdopodobnie zainteresowałyby się poparzoną i postrzeloną dziewczyną, więc nie obeszłoby się bez ingerencji policji.
Janis Jones była wysoką, potężną trzydziestopięciolatką, aż nazbyt szczodrze obdarowaną przez naturę jeśli chodzi o kobiece kształty. Jej proste, jaskrawoczerwone włosy jak zwykle związane były w grubego kucyka na czubku głowy. Na twarzy miała lekki makijaż, a jej usta rozwarły się w szerokim uśmiechu, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.
- Witaj Bree - delikatnie dotknęła mojej zbolałej dłoni. - Jak się czujesz?

- Do dupy - mruknęłam zachrypniętym głosem.
I dokładnie taka była prawda. Poniżej pasa nie czułam kompletnie nic, jakby wraz z moim brzuchem kończyło się całe moje ciało, natomiast pozostałe jego partie na zmianę piekły, swędziały i bolały.
- Tak też wyglądasz - odparła złośliwie i zaczęła grzebać w swojej ogromnej, skórzanej torbie, po czym wyjęła z niej małą, czarną fiolkę pełną białych tabletek. - Średnio legalne, ale poczujesz się lepiej.
Wysypała dwie pastylki na pulchną dłoń i wsunęła mi je do ust. Do szklanki, która stała na mojej etażerce już od dwóch tygodni, wlała trochę wody i kazała mi jak najszybciej połknąć lekarstwo, co oczywiście wykonałam. Zmrużyłam oczy i ze świstem wypuściłam z siebie powietrze. Od razu poczułam wielką ulgę, jednak ból nie odszedł całkowicie.
- Zawołam Effie - oznajmiła, a ja tylko kiwnęłam głową. - Siedziała przy tobie całą noc, ale kazaliśmy się jej przespać.
- Tak po prostu poszła? - zdziwiłam się, wiedząc, jak charakterna była moja przyjaciółka.
- Chyba żartujesz! - prychnęła Janis. - Chłopcy w trójkę wynosili ją z pokoju.
Nie musiałam długo czekać, by po jej wyjściu przy moim łóżku zgromadziła się czwórka moich przyjaciół, którzy, przekrzykując się wzajemnie, usiłowali dowiedzieć się, jak się czułam. Nie udzieliłam odpowiedzi na żadne z ich pytań, gdyż stwierdziłam, że doskonale ją znali i byłaby po prostu zbyt przyziemna.
- Janis powiedziała, że z tego wyjdziesz - Noel poklepał mnie pokrzepiająco po bolących plecach, na co zareagowałam cichym syknięciem. - Wybacz...
- W porządku - lekko uniosłam kąciki ust, wykrzywiając je tym samym w coś na kształt uśmiechu.
- Towar jest bezpieczny, Bree - zapewniła mnie Effie, uprzedzając moje pytanie. - Dangersi niekoniecznie.
- Co masz na myśli? - spojrzałam na nią z błyskiem w oku.
- Mark przyjechał dwie godziny temu i zawiózł wszystko do "Delight And  Ecstasy" - wyrwał się Wren, zanim moja przyjaciółka zdążyła otworzyć usta.
- Ona miała na myśli Dangersów, kretynie - Bates uderzyła go w tył głowy, a on z miejsca dostał napadu spazmowego śmiechu.
- Czekaj... To ten porno pałac na rogu Amersall Road z dmuchaną lalą w stroju pielęgniarki w witrynie? - zdziwiłam się.
- Dokładnie ten - potwierdził Kevin. - Widzę, że znasz go jak własną kieszeń.
- Dlaczego tam? - zignorowałam jego złośliwą zaczepkę.
- Mark dostał tam robotę w zeszłym tygodniu, zapomniałaś? Ach, nieważne - Noel zamaszyście machnął ręką. - Zgadnij, kogo mamy w piwnicy...
- Oprócz szczurów, rzecz jasna - wtrącił się Wren i oberwał kolejnego kuksańca od Effie.
- Zgarnęliście ich? - moje oczy rozszerzyły się do wielkości monety, a oni tylko kiwnęli głowami jak plastikowe pieski w samochodach emerytów z tapicerką w panterkę.
Moje ciało ogarnęło dziwne ciepło i na moment zapomniałam o całym bólu. Te bydlaki siedziały właśnie kilka metrów pode mną! Czyli... Był z nimi też Louis...
- Przyprowadźcie mi go tutaj - warknęłam stanowczym tonem, co oznaczało, że nie przyjmuję żadnych sprzeciwów.
- Bree, powinnaś najpierw wydobrzeć - jęknęła Effie ze zrezygnowaniem, gdyż już wiedziała, że przegrała tę walkę. - Naprawdę.
- Przyprowadźcie! - krzyknęłam, na co podskoczyli w miejscu i zaczęli po kolei wysypywać się na korytarz. 
Zza drzwi słyszałam jeszcze, jak debatowali, czy aby na pewno mój pomysł był odpowiedni. Uśmiechnęłam się sama do siebie i pokręciłam głową z niedowierzaniem. Czy oni naprawdę myśleli, że zmienię zdanie i z radością zawołam ich z powrotem, jak gdyby nigdy nic się nie stało? To przez Tomlinsona byłam w takim stanie i nie miałam zamiaru dopuścić do tego, by uszło mu to na sucho. Potrzebowałam zemsty. Wiedziałam, że zadziała na mnie lepiej niż niejeden środek przeciwbólowy.
Oczekiwanie stało się coraz bardziej męczące. Przez cały czas liczyłam uderzenia zegara i wiedziałam, że minęło jedynie osiem minut, które, niestety, wyjątkowo się dłużyły. Rozległo się głośne i stanowcze pukanie do drzwi, ale Effie, jak zwykle, nie poczekała na moją zgodę na wejście, bo i po co? Nigdy nie miałam przed nią nic do ukrycia.
Stanęła w progu, posyłając mi niezdecydowane spojrzenie. Skinęłam ręką, by odrobinę ją zachęcić. Stawiała chwiejne kroki, jakby czekając aż się rozmyślę. Finalnie dała jednak za wygraną i siłą wepchnęła szatyna do środka. Chłopak przetoczył się przez pół pomieszczenia i runął w jeden z kątów, uderzając głową w ścianę. Effie zaśmiała się złośliwie, a ja poprosiłam ją, aby wyszła. Wykręciła młynka oczami, lecz wykonała moje polecenie.
Mój wzrok spoczął na Tomlinsonie. Bluza, którą miał na sobie została pozbawiona jednego z rękawów, dzięki czemu mogłam dostrzec mnogie blizny i rany wśród licznych tatuaży na jego ramieniu. W jego czarnych spodniach zauważyłam sporych rozmiarów dziurę, z której powoli sączyła się ciemnoczerwona krew. Jego twarz, pomimo smutnych oczu, bladych ust i fury zadrapań, nadal wyglądała pięknie. Był słaby, wyprany z życia. Przygasł.
- Dziwne - prychnęłam pod nosem, a on z jękiem oparł się o drzwiczki mojej szafy. - Przez chwilę byłeś na szczycie, przyznam. Ale ze szczytu spada się najniżej, czyż nie?
Zerknął w moją stronę i mimo swojego wątpliwego stanu zdrowia, wydawał się być wyraźnie poirytowany faktem, iż zapożyczyłam sobie jego sentencję. To nie było teraz istotne, choć była naprawdę dobra.
- Przymknij się, Lennon - wysyczał. - Rób, co do ciebie należy i skończmy z tym.
- Role się odwróciły, mój drogi - uśmiechnęłam się z przekąsem. - Tym razem to ja mówię tobie, co masz robić.
Delikatnie podniosłam się do pozycji siedzącej i poprawiłam poduszkę, by móc rozmawiać z nim w jak najbardziej komfortowym dla mnie położeniu. Oboje oddychaliśmy ciężko i powoli, w tym samym nieznanym dla nikogo - nawet dla nas samych - rytmie.
- Przepraszam cię, Bree- wyszeptał słabo i ponownie spojrzał na mnie zatroskanymi oczami.
- Przeprosiny w niczym tutaj nie pomogą - zauważyłam z żalem.- Spójrz, co ze mną zrobiłeś! Jestem skończona!
- To nie byłem ja! - krzyknął, ale nie dało się nie zauważyć, jak ogromny ból mu to sprawiło. - Ostatnio dzieje się ze mną coś dziwnego. Błagam cię, Bree, uwierz mi. W życiu nawet nie uderzyłem żadnej kobiety! Zawsze zlecałem to innym. Nieważne, jaką suką by nie była, nie dałbym rady.
- Sugerujesz, że jestem suką? - spytałam podejrzliwie.
- Święta nie jesteś - uśmiechnął się delikatnie, jednak po chwili spoważniał. - Nigdy bym cię nie skrzywdził, Bree.
Patrzył mi prosto w oczy i wiedziałam, że nawet najlepszy aktor na świecie nie potrafiłby tak kłamać. Usiłowałam opanować drżenie moich rąk. Dlaczego tak bardzo ufałam mojemu największemu wrogowi?
- Bree, proszę - mruknął.
- Nie dam rady - powiedziałam, kręcąc głową na prawo i lewo. - Nie mogę.
Szatyn wsparł się na ramionach, po czym powoli wstał, zaciskając zęby. Widziałam, jak bardzo cierpiał, ale miałam wrażenie, że to ja cierpiałam bardziej. I wszystko podpowiadało mi, że to dobre wrażenie. Zbliżył się do mojego łóżka i wdrapał się na nie z wyraźnym trudem. Jego stopy zwisały kilka centymetrów nad ziemią, przez co przypominał małego, niewinnego dzieciaka z rozczochraną czupryną. Ktoś, kto go nie znał, mógłby się bardzo pomylić.
- Musisz mi uwierzyć, Bree - powtórzył. - Musisz.
Przybliżył swoją twarz do mojej tak, że teraz dzieliło je tylko kilka milimetrów. Poczułam jego oddech na policzku, a po chwili złożył delikatny pocałunek w tamtym miejscu.
- Trzęsą ci się ręce - zauważył, natychmiast odzyskując poczucie humoru. - Nie wiedziałem, że aż tak na ciebie działam.
Zacisnęłam usta w cienką linię i splotłam ręce na klatce piersiowej. Teraz też przypominałam dziecko - małe, obrażone dziecko, którym w głębi duszy chyba nadal byłam.
- Effie! On mnie napastuje! - wrzasnęłam z całych sił, a moja przyjaciółka już po kilku sekundach stała z bronią przy skroni chłopaka.
Spojrzał na mnie przerażony.
- Żartowałam - uśmiechnęłam się.
- Jesteś okrutna, Bree! - krzyknęła rozjuszona Bates, ze zrezygnowaniem odsysając lufę od czoła Tomlinsona. - Tak bardzo chciałam strzelić.
- Niech Janis zajmie się jego ranami - poleciłam. - I niech to potraktuje jako rozkaz.
Teraz miałam ochotę tylko na to, żeby się napić. Upić, mówiąc ściśle. Na umór, do upadłego, w trzy dupy. I liczyłam na pomoc Kevina.

Z perspektywy Effie.

Ulga jaką poczułam, gdy Bree wróciła do świata żywych była nie do opisania. Cholernie się o nią bałam, ale na szczęście już nic nie zagrażało jej życiu, a jej stan był całkiem dobry. Wierzyłam, że szybko odzyska siły i wspólnymi siłami przejmiemy nasze miasto, zrzucając z drugiego tronu Dangersów. Czułam się już wygrana i nic nie mogło tego zmienić. Mieliśmy w końcu zwyciężyć i pokazać ludziom, kto jest tutaj panem. Wygraliśmy tylko, to się liczyło.
Siedziałam na stole, który wykonany był z ciemnego drewna i machałam radośnie nogami jak mała dziewczynka. Z uśmiechem na ustach wsłuchiwałam się w słowa piosenki, którą usłyszałam parę dni temu i cały czas mnie prześladowała. Wokalistka śpiewała o mrocznym kochanku, o mroku, miłości oraz smutku. Czy to nie opisywało mojego życia? Tylko gdzie był mój mroczny rycerz? 
Tuż pode mną, w piwnicy znajdowało się pięć osób, które zatruwały moje życie i moich przyjaciół. W głowie układałam szatański plan, który sprawiłby, że zginęliby w prawdziwych katuszach. Ich koniec był blisko, dlatego chciałam się jeszcze pożegnać z Harrym. Znaliśmy się długo, a nasza relacja była chora, jednak lubiliśmy robić parę rzeczy razem, ale tylko w tajemnicy przed innymi.
Nagle do pomieszczenia weszła Janis Jones z ogromnym uśmiechem na ustach, który nie raz przerażał nas na śmierć. Janis była dość dziwna, ale lubiliśmy ją. Z jednej strony była do nas podobna, ponieważ jej mąż był cudownym kryminalistą, który potrafił idealnie strzelać. Niestety zginął dwa lata temu, osłaniając własnym ciałem Wrena, który zawdzięcza mu życie. Od tamtej pory Janis postanowiła wiernie nam służyć.
- Co z nią? - spytałam, mając na myśli Bree.
- Wyliże się z tego - powiedziała, kładąc obok mnie jakieś fiolki z dziwnym płynem. - Na szczęście nie wdało się zakażenie.
- Kiedy wróci do pracy? 
- Nieprędko, dajcie jej trochę czasu.
- Ale ile potrzebuje? - domagałam się odpowiedzi, ponieważ musiałam wiedzieć.
- Miesiąc? Nie wiem, Effie.
Cholera, nie mogłam tyle czekać. Przecież nie będziemy ich trzymać w tej piwnicy przez pieprzony miesiąc. Zacisnęłam usta w wąską linijkę, zeskoczyłam ze stołu, po czym ruszyłam w stronę pokoju Bree. Po drodze minęłam Kevina, który szedł do kuchni, niosąc reklamówkę z piwem. Jak zawsze na bogato.
Zapukałam do drzwi i nie czekając na odpowiedź, weszłam do środka. Bree leżała w łóżku, ślepo patrząc w sufit. Jej ciemne włosy rozsypane były na białej poduszce, a ciało zakryte było kołdrą. Na obu rękach miała wenflony z kroplówkami, które przywiozła Janis ze szpitala. Jej twarz była blada, a oczy były delikatnie zaczerwienione. Była wciąż słaba, ale nie mogłam przełożyć tej rozmowy.
- Jak się czujesz? - usiadłam obok niej na krześle.
- Bywało lepiej - westchnęła. 
- Niedługo Ci się polepszy, obiecuję.
- Trzymam Cię za słowo - puściła mi oko, uśmiechając się delikatnie.
- Musimy pogadać, Bree.
- Brzmi poważnie - zażartowała, ale mi nie było do śmiechu. - Mów o co chodzi.
- Musimy pozbyć się ich jak najszybciej.
Brunetka westchnęła głośno, przykładając dłoń do czoła, a kabelek przyczepiony do wenflonu niebezpiecznie się poruszył. Zagryzłam nerwowo wargę, a paczka papierosów, która ukryta była w kieszeni moich czarnych rurek, zaczęła parzyć moją skórę, krzycząc "Zapal!". Cholera, zaraz wyjdę i to zrobię, ale teraz się zamknij.
- Wiesz, że Louis zrobił mi to, bo był pod wpływem jakichś środków?
- To Ci powiedział? - uniosłam jedną brew ku górze, a ona niepewnie skinęła głową, jakby bojąc się, że zaraz rozwalę jej pokój. - I mu uwierzyłaś?
- Tak - wymamrotała.
- Jesteś naiwna - prychnęłam. - On łże jak pies, a Ty mu wierzysz. Tomlinson jest naszym wrogiem! Zabiłby Cię bez mrugnięcia okiem!
- Nie rozumiesz... - zaczęła, ale jej przerwałam. 
- Zabijemy ich, czy tego chcesz czy nie - warknęłam. - Odebrali nam prawie wszystko, a Ty ledwo uszłaś z życiem.
- Wiem - wzięła głęboki wdech, a potem wypuściła go ze świstem z ust. - Jeszcze o tym porozmawiamy, ale na razie ich zostaw.
- Ile mam czekać? 
- Niedługo, obiecuję - niepewnie położyła swoją dłoń na mojej. - Nie złość się, muszę to przemyśleć.
- Nie pozwól, aby ten gnojek namieszał Ci w głowie - ostrzegłam ją, ponieważ wiedziałam, że Louis z nią gra. Nie mogłam pozwolić, aby się do niej zbliżył.
- Nie zrobi tego - uśmiechnęła się. - Zluzuj majtki, Effie!
Zaczęłam się głośno śmiać z jej słów. W jednej chwili była między nami napięta sytuacja, a po chwili śmiałyśmy się, zapominając o nieprzyjemnościach. Taka była nasza przyjaźń - dziwna, ale piękna. Bree była dla mnie bardzo ważna i miałam zamiar powtarzać to do końca życia, ponieważ miałam nadzieję, że tak długo będziemy razem. Nie wyobrażałam sobie innego życia, cały czas widziałam siebie, zabijającą ludzi, ale przecież nie będę wiecznie młoda. 
Siedziałam z nią jeszcze długo, rozmawiając o bzdurach i śmiejąc się z głupich żartów, które znajdowały się w książce, którą kiedyś kupił Kevin.
- Cześć, moje piękne!
Do pokoju wszedł Noel, trzymając przy piersi małego, czarnego kotka. Przysunął sobie krzesło i usiadł obok mnie, głaszcząc zwierze, które mruczało z zadowolenia. Wraz z Bree patrzyłyśmy na niego jak na wariata, który przed chwilą zwiał z wariatkowa.
- Ukradłem - uśmiechnął się niewinnie. - Powiedz "cześć", Adolf - zaczął ruszać łapką kota, symulując nim, aby machał. Koty nie umieją machać, matole!
Zaczęłam się histerycznie śmiać, odrzucając głowę do tyłu. Boże, skąd on brał takie pomysły? Moi przyjaciele byli idiotami, ale za to ich kochałam.
- Boże, chyba zaraz umrę - Bree zamknęła oczy, kładąc dłoń na klatce piersiowej. - Dzwońcie po księdza.
- Oboje jesteście niemożliwi - zaśmiałam się, wstając.
- Gdzie idziesz? - zmarszczyła brwi moja przyjaciółka, patrząc jak się rozciągam.
- Praca wzywa - uśmiechnęłam się bezczelnie. - Noel, powiedz dla Wrena, żeby przyprowadził Stylesa do mojego pokoju.
                                                                       *
Mój pokój był moją oazą spokoju, wszystko tutaj było tak jak chciałam. Zawsze panował w nim półmrok, ponieważ rolety były zasłonięte, a promienie słoneczne nie dawały rady się przez nie przedostać. Na krwistoczerwonych ścianach przyklejone były zdjęcia oraz parę obrazów, które lubiłam. Centrum pokoju stanowiło ogromne łoże z białą kołdrą oraz poduszkami w tym samym kolorze. Po obu stronach łóżka stały szafki nocne wykonane z czarnego drewna, aby pasowały do koloru ścian. Przy oknie stała wielka szafa, biurko, na którym stały różne przedmioty i lustro ze złotą ramą. Idealnie.
Nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się, a do środka wszedł Wren trzymając za ramię Harry'ego. 
- Możesz już iść - zwróciłam się do przyjaciela, który skinął głową, po czym wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą ze Stylesem.
- Czego ode mnie chcesz? - oparł się o ścianę, patrząc na mnie uważnie.
- Pożegnać się - przybliżyłam się do niego tak, że nasze ciała prawie się dotykały.
Nachylił się tak, że jego usta dotykały mojego ucha, a włosy drażniły policzek. Wstrzymałam oddech, czując jego oddech na moim policzku, a potem na szyi. 
Jego bliskość doprowadzała mnie do szaleństwa i mimo, że nienawidziłam jego osoby, to kochałam jego ciało.
- Ostatnie pożegnanie, Bates? - wyszeptał. - W takim razie musimy się ładnie pożegnać.
Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa, gdy zaczął delikatnie całować płatek mojego ucha. Cholera, pragnęłam go. Wiedział jak mnie zahipnotyzować i sprawić żebym straciła rozum.
- Jesteś gotowa? - położył dłonie na moich biodrach, a ja skinęłam głową, czekając na to, co się za chwilę wydarzy.
Jęknęłam cicho, gdy przycisnął swoje biodra do moich. Czułam jego wzwód, co spowodowało, że zapłonęłam z pragnienia. Daj mi to, proszę.
Nie mogąc już wytrzymać, wplotłam palce w jego włosy, a on oderwał się od mojego ucha i spojrzał na mnie. Nie tracąc czasu przycisnęłam swoje usta do jego, rozpoczynając namiętny taniec. Rozchyliłam wargi, a jego język zaczął pieścić moje podniebienie, a potem rozpoczął walkę z moim językiem. Jego dłonie z tali zjechały na moje pośladki, ściskając je z zaborczością. Przemieszczaliśmy się po pokoju, nie odrywając ust od siebie. Sapnęłam gdy przyparł mnie do biurka. Nagle oderwał się ode mnie i jednym, zwinnym ruchem zrzucił wszystko z mebla. Patrząc na mnie z dzikim pragnieniem w oczach zdjął ze mnie koszulkę oraz spodnie, zostawiając mnie w samej bieliźnie. Ponownie chciał mnie pocałować, lecz uniemożliwiłam mu to, kładąc palec na jego ustach.
- Rozbierz się dla mnie - wyszeptałam, przegryzając wargę. 
Uśmiechnął się lubieżnie, ale spełnił moją prośbę. Zwinnym ruchem zdjął z siebie brudną, czarną koszulkę i rzucił ją na podłogę. Rozpiął pasek oraz rozporek, po czym ściągnął, czarne, obcisłe spodnie. Wyglądał seksownie, stojąc przede mną w samych bokserkach. Na jego torsie znajdowało się mnóstwo pięknych tatuaży oraz ran, które mu zadaliśmy. Wyglądały na nim pięknie, pasowały mu. Ponownie się do mnie zbliżył, a ja położyłam się na zimnym drewnie. Przejechał dłonią po całej długości mojego ciała, zaczynając od szyi, a kończąc na łydce. Ścisnął moje piersi przez materiał stanika, po czym zaczął całować szyję. Jęknęłam, gdy zaczął ssać i przegryzać moją skórę. 
- Nie baw się ze mną - mruknęłam zirytowana tym, że nie zaczął jeszcze działać. Cholera, nie wytrzymam długo.
- Zmuś mnie - rzucił mi wyzwanie.
Uśmiechnęłam się szelmowsko, po czym usiadłam, chwytając się jego barków. Pochyliłam się i zaczęłam składać zmysłowe pocałunki na jego klatce piersiowej. Wzdychał, gdy torturowałam go, całując każdy tatuaż oraz ranę. Zahaczyłam paznokciem o gumkę jego bokserek, po czym zaczęłam je z niego zdejmować, nie odrywając ust od jego brzucha. Spojrzałam na niego z dołu, a on oblizał wargi, po czym chwycił mnie za ramiona i ponownie przygwoździł do biurka. Całkowicie zdjął z siebie bieliznę, a następnie zajął się moją. Stał przede mną przepięknie nagi, a ja leżałam zdana na jego łaskę tak samo naga jak on.  Owinęłam nogi wokół jego pasa,  a on wszedł we mnie, powodując jęk u nas obojga. Harry poruszał się szybko idealnie mnie wypełniając. Czułam każdy jego centymetr i musiałam przyznać, że kochałam, gdy był we mnie. Poruszaliśmy się w szybkim, gorącym tempie. Seks z Harrym był tak przyjemny, że nie można wyrazić tego słowami. Zamknęłam oczy, jęcząc z przyjemności jaką mi dawał.
- Harry! - krzyknęłam, czując że za chwilę eksploduję.
- Tak, Kochanie - warknął jeszcze bardziej przyspieszając. - Krzycz moje imię, chcę Cię słyszeć.
Doszłam, krzycząc jego imię, ale on nie przestawał. Wciąż poruszał się we mnie z dziką prędkością głośno sapiąc. Moje ciało było jak z waty i nie mogłam złapać oddechu wciąż drgając po potężnym orgazmie. Bałam się, że jeżeli Harry zaraz nie przestanie dojdę jeszcze raz.
- Dawaj, Bates - syknął wciąż się poruszając. - Dojdź dla mnie. 
I jak na zawołanie po raz kolejny rozpadłam się pod nim na kawałki. Paplałam coś bezsensu, kiedy on dochodził w moim wnętrzu. Nie mogłam uspokoić oddechu ani walącego serca. To było szalone. Seks z Harrym za każdym razem był taki sam - dziki. Tak, to nie pierwszy raz, gdy spędzaliśmy tak ze sobą czas, jednak to nie przeszkadzało nam w nienawidzeniu siebie. 
- Nienawidzę Cię, Styles - wymamrotałam, głośno sapiąc.  
- Ja Ciebie też, Bates.

Od Autorek: 
Cześć Wam, jak mijają Wam wakacje? Wyjeżdżacie gdzieś, a może już jesteście na wakacjach? Pochwalcie się :)
Jak podoba się Wam rozdział? Co uważacie o tym wszystkim? Jakieś sugestie? Czekamy na Wasze komentarze i mamy nadzieję, że będzie ich więcej niż ostatnio. Nie ukrywamy, że jest nam przykro, iż tak mało osób komentuje. Nie podoba się Wam nasze opowiadanie? Mamy okropny dylemat i zastanawiamy się, czy to my robimy coś źle. Jest nam strasznie przykro.
Możemy chociaż prosić o te 20 komentarzy? Prosimy...
Dziękujemy dla każdego kto nas wspiera i sumiennie komentuje, jesteście kochane! <3
Pozdrawiamy xx

28 komentarzy:

  1. Ale by było, gdyby Effie wpadła.... Oczywistym jest, że Bree nie pozwoli zabić Tomlinsona :3 Super rozdział nie wiem jak wytrzymam do kolejnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, szczerze nie spodziewałam się takiego obrotu spraw : )

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Czekam na następny z niecierpliwością, rozwój zdarzeń jest świetny tak samo jak fabuła. xx

    OdpowiedzUsuń
  4. *O* Omg dobra tej sceny z Effie i Harrym się nie spodziewałam XD
    Ale tak to rozdział jest omnommom i zastanawiam się o co chodzi z Lou ;3
    CZEKAM NA KOLEJNY <3 xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Zaskoczyłaś mnie ale pozytywnie. Już nie mogę się doczekać kolejnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale by było, gdyby Effie zaszła w ciążę *.* Zarąbisty rozdział :D
    Obserwowałam bloga długi czas, ale w końcu zdobyłam się, aby go przeczytać i nie żałuję <3 Love y'all

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurde! Końcówka mistrzowska. Jezu, kompletnie się nie spodziewałam. W sumie liczyłam na to, że tak będzie wyglądać ich pożegnanie i co? I marzenie się spełniło, haha. Każdy doskonale wie, że Harry i Louis wcale nie zginą tak szybko, a może nawet i w ogóle. Tomlinson, cwaniaczek, też miesza już Bree w głowie. Mi się wydaje, że kłamie jak z nut, ale też pewnie bym mu uwierzyła. Nie moja wina, że on tak na mnie działa! Świetne jest to opowiadanie, dziewczyny. Wierzcie mi na słowo. Wszystkim się podoba i nic nie macie w nim zmieniać. Po prostu nie chce im się komentować.HALO LUDZIE, RUSZAJCIE TE TYŁKI I PISZCIE TE KOMENTARZE, BO NAM SIĘ TU DZIEWCZYNY ZAŁAMUJĄ. No i na koniec wam jeszcze trochę posłodze, no bo jakby inaczej! Jesteście świetne, macie ogromny talent, oby tak dalej! :) Pozdrawiam, Weronika :D

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG!!! o_O Jesteście świetne!!! Czekam z nie cierpliwością na nexta! ;*
    PS. Sorka za krótki komentarz, ale nie mam zbytnio czasu na rozpisywanie się. :( Jeszcze raz świetny rozdział! <3
    ~Karciaa

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytam to opowiadanie od początku i naprawdę jestem zachwycona! Styl którym piszecie jest niespotykany (czy wyjątkowy, coś w tym stylu) i naprawdę nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Przepraszam również za to, że piszę swój pierwszy komentarz dopiero teraz lecz często jest tak, że czytam przed snem na telefonie więc to mi utrudnia wiele rzeczy. Miłego wieczorku :) xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział ;) Do następnego :p

    OdpowiedzUsuń
  12. Omg ×.× Kocham :*
    Super :) czekam na następny ^^
    /Bella

    OdpowiedzUsuń
  13. Wow takiego czegoś sie nie spodziewałam super naprawdę piszcie dalej

    OdpowiedzUsuń
  14. Chyba się tego nie spodzoewalam ale rozdział mega :p

    OdpowiedzUsuń
  15. Aahhh, oni są niemożliwi :D ciekawe co by bylo gdyby ktoś w tym czasie wszedl do pokoju Effie ^^ świetny rozdzial,, dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten rozdział podoba mi się zdecydowanie najbardziej. Te uczucia które opisujecie, sceny, zachowanie bohaterów..no po prostu mistrzostwo! Postać Bree jest niesamowita ! Wydaje mi się, że pomimo tego iż jest w gangu i jest jedną z tych najbardziej szanowanych, czyli teoretycznie musi być groźna,zła,nieprzewidywalna,okrutna itd. to mimo wszystko uważam, że jest naprawdę dobra i w głębi duszy chciałaby oszczędzić Dangersów, no może tylko Tomilsona... :D Super by było gdyby byli w sobie tak zakochani, że postanawiają zostawić swoje gangi i być razem,ale to by było za bardzo..bajkowe. Czytam to od początku i przyznam, że cały czas czekam na rozpoczęcie wątku miłosnego pomiędzy Bree a Lou, ale nie wiem czy on nadejdzie :) Postać Effie jest..interesująca. Jej nie potrafię rozgryźć. Myślę, że ona jest naprawdę zła, ale czasami przesadza z byciem wredną suką. Są momenty w których jest mega wrażliwą osobą, ale są też takie w których staje się kompletnie nieczuła. Jest chyba największą zagadką tego opowiadania ! Z przyjemnością będę czytać dalsze rozdziały, ponieważ strasznie ciekawi mnie jak potoczą się losy bohaterów. Piszecie rewelacyjnie i nigdy nie przestawajcie w to wierzyć :)

    OdpowiedzUsuń
  17. najepsze / Tuś

    OdpowiedzUsuń
  18. Cześć ;) Wpadłam tutaj przez przypadek i nadrobiłam te IV rozdziały, gdyż pomysł bardzo mi się spodobał. Co mogę powiedzieć? Przeważnie komentuję szerzej, bardziej skupiam się na szczegółach, ale dziś mam do zopiniowania (chyba nie istnieje takie słowo xd) aż IV części.
    So...
    Najbardziej polubiłam Bree. Nie, nie dlatego, że zakochałam się w jej imieniu, tylko za jej charakter. Jest świetna, nadaje się do tego, co robi, lecz najchętniej zdjęłabym jej wszystkie warstwy. Po prostu obrałabym jak cebulkę (hihihi) żeby poznać ją całą. Jeśli rozumiecie o co chodzi xd
    Przeważnie nie pałam chęcią do czytania o gangach, ale tutaj się przełamałam i nie żałuję. Dobrze, akcja jest wartka, sceny świetnie opisane, uczucia również. Obie jesteście wspaniałe i potraficie trzymać napięcie. Czego zazdroszczę.
    W czwórce uderzył mnie początek. Bardzo ładny. Chodzi dokładnie o to:
    "Widziałam jedynie ciemność, czułam jedynie ból. Wszechobecna ciemność i paraliżujący ból - to właśnie mnie definiowało. "
    Można odnieść wrażenie, iż ona cała była bólem, a ja, potencjalny czytelnik potrafiłam to poczuć ;)
    Także...
    Chyba skończyłam, mówię, chciałam dłużej, bardziej dokładnie, ale to pod piąteczką, jeśli chcecie, abym jeszcze wpadła hyhy.
    Ostatecznie zapraszam Was obie do siebie, proszę, wpadnijcie jeśli macie czas i chęci, gdyż przydałby mi się tak zwany kop w dupę.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę weny
    xx
    @YourLittleBoo1
    z
    http://darkness-of-the-soul.blogspot.com/
    "Życie w Beacon Hills wreszcie nabiera normalnego tempa, po długim, męczącym roku szkolnym nadchodzi pora na chwile wytchnienia podczas wakacji. Ale czy na pewno?
    Bezpieczeństwo mieszkańców miasteczka po raz kolejny staje pod znakiem zapytania, znajdując się w rękach Scotta, Stilesa, Alison oraz Lydii. Jak poradzą sobie z następnym, anaturalnym przewinieniem?
    A wszystko zaczęło się od śmierci pani Mulligan, przyjaciółki Melisy z lat studiów. Czy pojawienie się Laury - jej córki - w Beacon Hills coś zmieni? Jak ludzie zareagują na kolejne, trudne dziecko w domu McCallów i czy Laura wywoła tylko - wyłącznie dodatkowe szepty wśród starszych pań?"
    (Blog jest na podstawie serialu, ale jego znajomość nie jest wymagana w najmniejszym stopniu ;))

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetny rozdział <3 nie spodziewałam się że Harry i Effie się tak pożegnają xD nie mogę się doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  20. boski rozdział :)
    awwww jakie porzegnanie :* Harry i Effie mn rozwalają xD
    kocham <3
    xxx

    OdpowiedzUsuń
  21. Kocham sceny +18 , Kocham E&H, Kocham B&L ale przede wszystkim Kocham Was za to opowiadanie. Dziękuje :*

    OdpowiedzUsuń
  22. Hej :D Zajebisty rozdział jak zwykle <3 Zostałyście nominowane do Liebster Blog Award :) Więcej szczegołów w notce pod rozdziałem http://abducted-harry-styles.blogspot.com/2014/07/rozdzia-6.html ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Boskie!♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  24. Pisze te komenatrz po raz dugi! Bo przecież pan idealny blogger musiał mnie wkurwić i skasować mój piękny komenatrz, który pisałam przez 10 minut!
    rozpisałam się jak zła, a tu .... ugh!
    Zacznijmy o tego, że tak późny komenatrz zgania na swoją głupotę. Niestety opierdolić jej nie mogę, bo z nią nie gadam. Foch forever i teraz została alone. To wszystko, że przyćmiewa moje wszystkie mądrości.!
    No wiecie co kobity.
    ja wyjeżdzam na kilka dni, odcina się od neta , a wy tu takie cudo dodajcie. Gdybym wiedziała, to bym komuś zajebała nate i podniecała sie na jeziorze waszym rozdziałem! I tak tam robiłam gorsze rzeczy....
    Izabello mistrzu mój kochany, wiesz jak ja cie kocham za to pożegnanie. Poprostu kisiel w majtkach. Nie gniewałabym się na takie często pozegnanie.
    Bo przecież wszyscy wiemy, że ich nie zabijecie.
    Bo inczej Olka was dopadnie i wam zrobił taki pożądek w waszych główka patelnią, że się ogarniecie. Yep. to groźba i mój złowieszczy wzrok.
    Kocham ty chłopaków z waszego gangu, o boziu
    jak jeden z drugim coś palnie to aż sikać ze śmiechu. moje mistrzowie <3
    Dobra teraz Bree
    dziewczyno oddaj mi swoją siłe, swój wygląda, - dobra wszystko. ;d
    ale pohamujmy sie z tą miłość, ona nie może tak po prostu mu tego wybaczyć i wiemy, wszyscy wiemy, że Lou to dobra dupa i każdy myśli o ruchaniu sie z nim.
    no ale, kare musi dostać.
    a teraz kobity me
    CHCE WIĘCEJ SEKSU! yep !
    uwielbiam ;*
    czekam na kolejny ;d

    OdpowiedzUsuń
  25. Gratuluję! Zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej informacji na http://1d-forever-in-my-head.blogspot.com/2014/07/nominacja-do-liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  26. Wspaniałe ff :)
    Zapraszam na mój blog o Harry'm: http://the-undercover-girl-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  27. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń